Z tego artykułu się dowiesz:
- Jakie wyzwania Iga Świątek pokonała w drodze do WTA Finals?
- Co sprawia, że Polka jest jedną z faworytek tegorocznych finałów?
- Dlaczego zarządzanie intensywnością sezonu staje się kluczowe dla zawodników?
- Jakie zmiany techniczne w grze wpłynęły na sukcesy Igi Świątek?
Korespondencja z Rijadu
Jeszcze trzy tygodnie temu można było odnieść wrażenie, że bateria wiceliderki światowego rankingu jest na wyczerpaniu. 24-latka wygrała turniej w Seulu, ale później – kiedy zamieniła Koreę Południową na Chiny – doznała porażek z Emmą Navarro (4:6, 6:4, 0:6) oraz Jasmine Paolini (1:6, 2:6). To był moment, gdy najwyraźniej dopadło ją znużenie sezonem, a brak czasu na spokojny trening zaczął wyjątkowo doskwierać. Spotkanie z Włoszką było dla Polki już 76. w sezonie.
Świątek musiała złapać oddech i wcisnąć reset. To się udało, a z Keys wyszła na kort po blisko czterech tygodniach przerwy. – Potrzebowałam takiego spokojnego czasu, żeby poukładać kilka rzeczy w mojej grze. Granie przez cały czas nie jest najlepszym pomysłem. Może trochę przesadziliśmy z planem, np. występując w Seulu. Ten okres bardzo się przydał – mówi.
WTA Finals. Iga Świątek zadowolona z serwisu
Nikt ze światowej czołówki nie rozegrał w tym roku tylu meczów, co Polka, ale to nasza tenisistka na tle Keys sprawiała wrażenie tej świeżej. Amerykanka, dla której sobotnie spotkanie było pierwszym singlowym występem od porażki w pierwszej rundzie US Open, długimi momentami wyglądała na korcie na zagubioną, jakby nie czuła tempa, a jej grze brakowało rytmu. Świątek, gdyby mówiła o sobie, stwierdziłaby zapewne, że jest „lekko zardzewiała”.
Sama zadbała tymczasem, żeby naoliwić własne tryby. Przyleciała podobno do Rijadu jako druga spośród wszystkich uczestniczek turnieju i zyskała kilka dodatkowych godzin treningu, aby oswoić się z grą w hali na wyjątkowo szybkich kortach. Niektóre zawodniczki ostrzegały, że „piłki latają tam jak szalone”, ale akurat Świątek w sobotnie popołudnie dogadywała się z nimi doskonale.