Prognozy na polski mecz, nie ukrywajmy, były właśnie takie. Przy całym szacunku, jaki należy się juniorskiej mistrzyni Australian Open i US Open, można łatwo dostrzec różnice. Anastazja Pawliuczenkowa (137 WTA) gra mocno. To taki nadwołżański tenis, pełen prostej wiary w siłę serwisu i forhendu. Tych dwóch uderzeń można się bać, jeśli pozwolić Rosjance na harce po korcie.
Agnieszce Radwańskiej nie trzeba było jednak wiele czasu, by dostrzec słabości mocno zbudowanej rywalki. Kilka strzałów na stronę bekhendową i już wiadomo było, że kolana Nastii nie zginają się zbyt szybko. Kilka wymian i już wiedzieliśmy, że zmiana siły, rotacji i wysokości odbijanych piłek niweczy w proch plany rosyjskich ataków.Trochę trzeba było poczekać, aż dziewczyna z Krakowa zagra z dziewczyną z Samary, bo po raz pierwszy w tym roku sędzia główny Andrew Jarrett miał powód do przekazania klasycznego komunikatu wimbledońskiego. Forma też była znana: – Mam dla państwa dwie wiadomości, dobrą i złą. Dobra jest taka, że zaraz przestanie padać, zła, że za 20 minut zacznie znowu. Kortów jeszcze nie odkrywamy.
Gdy niebo pojaśniało, na meczu najlepszej polskiej tenisistki zjawiła się duża polska grupa wsparcia z rodzicami Radwańskimi i menedżerem Victorem Archutowskim na czele. Po pierwszym secie dojechała Magdalena Grzybowska, dziś pracownica sportowej agencji SFX. Rosyjski doping też było słychać wokół, a nawet hiszpański, bo tenisowy rynek pracy otwarty jest szeroko. – Dawaj, vamos, allez Nastia! – słyszeliśmy na trybunach, Pawliuczenkowa nie posłuchała.
Większy niepokój polskiej strony budziły chmury przewalające się nad kortem, Radwańska raz nawet poślizgnęła się na trawie. Na szczęście nic złego się nie stało i mogliśmy za chwilę oklaskiwać firmowe zagrania Agnieszki: skróty po serwisie rywalki, loby, zabawę w mijanie. Ojciectrener Piotr Radwański ocenił mecz na 7 w skali do 10. – Isia grała trochę zbyt nerwowo, zbyt wiele uderzeń odbijała ramą, najbardziej cieszy mnie to, że grała krótko, tylko godzinę. Nie straciła wiele energii – mówił.
Mniej więcej pół godziny po meczu Polki z Rosjanką na korcie nr 11 Amerykanka Bethanie Mattek wygrała z Marion Bartoli, ubiegłoroczną finalistką. Porażka Francuzki oznacza, że Agnieszka Radwańska, niezależnie od dalszych rezultatów w turnieju, niemal na pewno awansuje do pierwszej dziesiątki na świecie. Świętowania na razie nie będzie, bo Polkę czeka w poniedziałek mecz ze Swietłaną Kuzniecową. Szósty w karierze, raz w tegorocznym Australian Open udało się Polce wygrać. Rosjanka grała w Eastbourne fatalnie, ale w Wimbledonie wydaje się odzyskiwać pewność ręki.