Anders Besseberg, rocznik 1946, ma za sobą 22 lata przewodniczenia IBU. Norweg był jednym z tych, którzy w 1992 roku doprowadzili do rozdziału pięcioboju nowoczesnego od biathlonu i potem, kadencja po kadencji, zostawał szefem federacji biatlonowej.
Karierę miał wzorcową: sportowiec, reprezentant kraju i biatlonowy mistrz Norwegii, student na sportowym uniwersytecie w Oslo. Zaraz po studiach kariera naukowa, pięć lat wykładów na uczelni, potem praktyk – od 1976 do 1980 roku główny trener reprezentacji Norwegii i Wielkiej Brytanii.
Od 1980 roku członek komisji technicznej IBU, po ośmiu latach wiceprzewodniczący, wreszcie wylądował na najważniejszym stanowisku. Ponoć już nie chciał być szefem, ale w 2010 roku na kongresie w St. Petersburgu ugiął się pod presją środowiska. Kolejny kongres w St. Wolfgang (Austria) przyniósł reelekcję Norwega. Jak twierdzono – aby zapobiec kontrowersyjnej kandydaturze rosyjskiej – Aleksandra Tichonowa.
Bombę, która wysadziła go z fotela przewodniczącego, podłożyła Światowa Agencja Antydopingowa (WADA), która w raporcie związanym z badaniem powiązań federacji sportowych z dopingowym procederem w Rosji, odkryła rolę Besseberga. Raport znalazł się w posiadaniu m.in. niemieckiej telewizji ARD, a także „Bilda" i „Le Monde".
Besseberg miał przyjąć 240 000 euro łapówek i zyskać inne korzyści za szeroko rozumianą przychylność wobec rosyjskiego biatlonu. Przecieki są bulwersujące: przewodniczący IBU miał jeździć na fundowane przez Rosjan polowania, strzelał do wilków z helikoptera, jednego dnia potrafił ubić na Syberii trzy niedźwiedzie. Mieszkał w luksusowych hotelach, do których sprowadzano mu prostytutki. Brał gotówkę, wedle rosyjskich źródeł – w walizkach.