UCI w wyścigu o zdrowie sportowców działa szybciej niż Światowa Agencja Antydopingowa (WADA). Wprowadza zakaz z własnej inicjatywy, niemal natychmiast po pierwszych sygnałach o zastosowaniu kontrowersyjnej metody.
Jeszcze raz działacze kolarscy pokazują, że w walce z dopingiem, znajdują się na czele peletonu. Nauczka z przełomu XX i XXI wieku, kiedy najwybitniejsi przedstawiciele tego sportu okazali się zwykłymi oszustami, nakazuje daleko idącą ostrożność. Z drugiej strony sprawa z tlenkiem węgla pokazuje, że jest to sport znajdujący się w awangardzie w wynajdowaniu nowych substancji i metod służących poprawie wyników, ale niekoniecznie zdrowiu zawodników.
Tadej Pogacar i Jonas Vingegaard wdychali tlenek węgla. I nie tylko oni
Podczas ostatniego Tour de France specjalistyczny magazyn „Espace Collective” opublikował materiał, w którym poinformował o stosowaniu inhalacji tlenkiem węgla w co najmniej trzech grupach zawodowych: UAE Team Emirates, Visma Lease a Bike i Israel Premier Tech. Z metody korzystali m.in. dwaj najlepsi kolarze wyścigu – Tadej Pogacar i Jonas Vingegaard.
Czytaj więcej
Tour de France ponownie stoi pod znakiem dominacji Tadeja Pogacara i Jonasa Vingegaarda. Siła oraz możliwości Słoweńca i Duńczyka są niepodważalne, ale metody budzą wątpliwości.
Gaz ten w nadmiarze może powodować zatrucie. To przecież popularny czad. Na pierwsze pytanie o jego stosowanie, podczas ubiegłorocznego Tour de France, Pogacar odpowiedział spontanicznie, szczerze i zgodnie z prawdą, że „tlenek węgla kojarzy mu się ze spalinami samochodowymi”. Później został ustawiony do pionu przez medialnych specjalistów. Tłumaczył, że używał metody z wykorzystaniem tlenku węgla, ale „w małych ilościach” i „pod ścisłą kontrolą” w czasie zgrupowania wysokogórskiego.