Polak szeryfem polującym na dopingowiczów został w styczniu, zastępując na czele organizacji Brytyjczyka Craiga Reediego. Witold Bańka nie oczekiwał spokojnego rejsu, ale los z miejsca rzucił go na wzburzone morze.
WADA dopiero co zdążyła zdyskwalifikować Rosjan za fałszowanie danych moskiewskiego laboratorium, a już na horyzoncie pojawił się konflikt z Amerykanami, którzy chcieliby grać rolę żandarma i kontrolować system antydopingowy.
– Wolałbym mówić o efektach naszych działań oraz śledztw, a nie relacjonować stosunki z krajami czy grupami zawodników – przyznaje Bańka.
Jest rozczarowany, że wiele dyskusji na forum organizacji nie dotyczy działań, tylko polityki. Rozmowy o wzmocnieniu systemu w Afryce są wypierane przez spory o podział miejsc w Komitecie Wykonawczym WADA czy formę reprezentacji sportowców w jej strukturach.
– To kwestie typowo polityczne. Chcę przekierować agencję na działalność operacyjną. Musimy się skupić na tym, jak uczynić system szczelniejszym i efektywniejszym – nie kryje Witold Bańka. Trudno jednak oderwać się od polityki, bo w najważniejszych organach obowiązuje zasada parytetu przedstawicieli rządów i organizacji sportowych, a rządy często krytykują WADA za brak reform, choć niejednokrotnie same je opóźniają.