W starciu byłych mistrzów wszystkie atuty były po stronie Wałujewa. Zwycięstwo w Norymberdze to dla niego wielki krok w stronę walki o odzyskanie tytułu organizacji WBA, który stracił w ubiegłym roku, przegrywając z Uzbekiem Rusłanem Czagajewem.
Jeszcze kilka lat temu o Wałujewie mówiono, że za duży, za wolny i niewiele umie. Duży jest nadal, ale do szybkości i techniki trudno mieć zastrzeżenia. W Norymberdze był lepszy niż wtedy, gdy zdobywał mistrzowski tytuł, wygrywając z Amerykaninem Johnem Ruizem.
Ten pojedynek miał jednemu z byłych mistrzów otworzyć drogę do starcia z Czagajewem. Ci, którzy stawiali na szybkość 32-letniego Liachowicza, są zawiedzeni. Białorusin był cięższy niż w poprzednich pojedynkach i wolniejszy od starszego o dwa lata Wałujewa.
Potężny Rosjanin trenowany od niedawna przez Aleksandra Zimina (151 cm wzrostu) stracił kilka kilogramów i pokazał, że nawet przy takich gabarytach można się sprawnie poruszać w ringu. O losach walki zadecydował precyzyjny lewy prosty „Bestii ze Wschodu”. Od pierwszego do ostatniego gongu Wałujew rozbijał nim gardę i głowę Liachowicza. Po szóstej rundzie amerykański trener Białorusina Tom Brooks spytał, czy ma go poddać. Były mistrz WBO zaprzeczył, ale obraz walki pozostał bez zmian.
Zimin chwalił Wałujewa. – Cały czas lewa, lewa i tylko nie uśnij – żartował przed ostatnią rundą. Sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości. Punktowali 120:108, 120:108, 120:107 dla Wałujewa. Wątpliwości może mieć za to Czagajew przed rewanżowym pojedynkiem z wielkim Nikołajem.