Przewodniczący Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) Brian Cookson uważa, że przyjmowanie dopingu powinno być zagrożone więzieniem, bo „im cięższe konsekwencje dla oszustów, tym lepiej". Ta propozycja ma jednak poważnych przeciwników, ze Światową Agencją Antydopingową (WADA) na czele. Jej szef Craig Reedie jest zdania, że sportowcy powinni podlegać kodeksom sportowym, a nie prawu karnemu.
– Pogląd Cooksona jest równie skrajny jak postulat, by wszyscy brali co chcą, a jeśli się pozabijają, to trudno – mówi „Rz" Wacław Skarul, prezes Polskiego Związku Kolarskiego.
– Działacze sportowi, którzy chcą penalizować doping, chyba nie do końca wiedzą, z czym to się wiąże i czy jest realne – uważa Michał Rynkowski, dyrektor biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, prawnik. – Sprawy sądowe trwają długo, inaczej niż dyscyplinarne postępowania antydopingowe. Zgodnie z przepisami antydopingowymi zawodnik musi udowodnić swoją niewinność. W prawie karnym odwrotnie: to organizacja antydopingowa musiałaby dowieść, że sportowiec jest winny, przecież sąd nie orientuje się w zagadnieniach dopingu. W efekcie ta sama sprawa mogłaby się skończyć dwoma przeciwstawnymi wyrokami – twierdzi Rynkowski.
W tle dyskusji znajduje się propozycja zmian w przepisach niemieckiego prawa przewidująca kary do trzech lat więzienia dla sportowców korzystających z niedozwolonych metod. Pracuje nad tym parlament.
W kilku krajach podobne przepisy już obowiązują. W Austrii każdy, kto popełnia oszustwo, korzystając ze środków lub metod zabronionych przez europejską konwencję antydopingową, podlega karze więzienia do lat trzech. Jeżeli szkody przekraczają 50 tysięcy euro, wyrok może sięgnąć dziesięciu lat. Austriaccy sportowcy nie trafiają jeszcze za kraty, jednak za pomoc w dopingu krwią i sprzedaż zabronionych substancji skazano Stefana Matschinera, menedżera kolarza Bernharda Kohla, zdyskwalifikowanego na dwa lata w 2008 roku. Wyrok: 15 miesięcy.