Samotność Stefana Majewskiego po ostatnim gwizdku sędziego mówiła więcej niż jakikolwiek komentarz. Puste miejsca na stadionie raziły już wcześniej, na spotkanie Cracovii z Legią, które zawsze było prestiżowe, przyszło tak mało kibiców, jak mało wierzy jeszcze w to, że metody Majewskiego przyniosą coś dobrego.
Trener został sam, jego piłkarze albo są tak słabi, albo źle ustawieni, brak pomysłu na przedostanie się choćby pod bramkę przeciwnika frustruje. Mecze bez kompromitujących błędów Marcina Cabaja zdarzają się coraz rzadziej, na wyjazdach same porażki, a na własnym boisku tylko jeden udany występ – w derbach z Wisłą, kiedy zresztą bardziej od umiejętności liczy się ambicja i wola walki.
Legia Cracovię upokorzyła, wygrała 3:0, choć mogła dużo wyżej, a na dodatek ostatniego gola w doliczonym czasie gry strzelił Piotr Giza. Nie cieszył się, tak samo jak Lukas Podolski po bramkach zdobytych w meczu z Polską. Dla Gizy wizyta na stadionie w Krakowie też była sentymentalna, rządził tam linią pomocy do czasu, aż Majewski uznał, że piłkarz jest leniem, i z satysfakcją sprzedał go do Warszawy.
Piłkarze Jana Urbana po dwóch kolejkach mieli tylko jeden punkt, ale następne cztery mecze to cztery zwycięstwa, dziesięć strzelonych i żadnego straconego gola. Transfery rzeczywiście w większości okazały się chybione, ale siła rażenia Legii oparta głównie na zawodnikach, którzy grali w poprzednim sezonie, i Macieju Iwańskim w zupełności wystarcza, a obrona Dickson Choto – Inaki Astiz znowu jest nie do przejścia. Urbana po meczu w Krakowie głowa może boleć tylko dlatego, że do końca roku będzie musiał radzić sobie bez Sebastiana Szałachowskiego, który po jednym z fauli już się nie podniósł. Złamana noga, ta sama, którą wcześniej piłkarz leczył przez blisko dwa lata, daje mu tytuł pechowca roku.
3:0 – tak pewnie, jak Legia, wygrywa też Polonia. Do tego z dużo trudniejszym rywalem, bo Ruch Chorzów punktów miał tyle samo co cztery pozostałe drużyny z czołówki tabeli. Ruch przy Konwiktorskiej wiele do powiedzenia jednak nie miał. Tym razem w roli głównej nie wystąpił Daniel Mąka, ale Krzysztof Gajtkowski, który, niestety, o tym, że potrafi strzelać gole, przekonuje dość rzadko. Trener Jacek Zieliński uparł się jednak, by to właśnie ten zawodnik wykonywał rzut karny, mimo że piłkę ustawił sobie Radosław Majewski. Polonia bilans ma jeszcze lepszy niż Legia. 10:0 w bramkach to rezultat trzech, a nie czterech ostatnich meczów.