Grzegorz Krychowiak to piłkarz, jak na polskie warunki, wyjątkowy. Jeden z całej rzeszy tych, którzy jako nastolatkowie wyjechali za granicę - gdy miał 15 lat trafił do akademii francuskiego Bordeaux - ale zaledwie jeden z dwóch, obok Wojciecha Szczęsnego, który po wyjeździe nie przepadł i nie musiał ratować kariery piłkarskiej wracając ze spuszczoną głową do Polski.
Krychowiak jest w dużej mierze produktem francuskiego systemu szkolenia. Tam spędził właściwie całą młodość, tam poznał swoją obecną partnerkę – modelkę Celię Jaunat - perfekcyjnie mówi po francusku. Jego koledzy z reprezentacji śmieją się zresztą z Krychowiaka, że posługuje się językiem swojej drugiej ojczyzny, lepiej niż po polsku, a żarty z francuskiego akcentu piłkarza Sevilli są normą podczas każdego zgrupowania.
Krychowiak doskonale radzi sobie także z innymi językami. Bez problemów porozumiewa się po angielsku, a już trzy miesiące po przyjściu do Sevilli (latem zeszłego roku) udzielał wywiadów po hiszpańsku.
W pochodzącym z Mrzeżyna (nadmorska miejscowość, którą zamieszkuje około 1600 ludzi) piłkarzu imponuje skromność i to, jak twardo stąpa po ziemi. Wczoraj, tuż po końcowym gwizdku, nie dał się ponieść euforii, tylko gratulował rywalom z Ukrainy, podkreślając, że byli godnym rywalem i dokonali niesamowitego.
Krychowiak jest człowiekiem świadomym i chcącym się uczyć. Gdy jako 15-latek trafił do Bordeaux szybko zrozumiał, że fakt, iż jest wyższy i silniejszy od kolegów oraz rywali atutem jest tylko chwilowo. Chciał się nauczyć gry bardziej technicznej i trwał w swoim postanowieniu. Gdy w czerwcu 2014 roku zmienił ligę na hiszpańską, otwarcie przyznawał, że w Primera Division chce zrobić postęp jeśli chodzi o atak i ofensywę. Gol zdobyty w środę w Warszawie – pierwsze trafienie Polaka w finale europejskiego pucharu od bramki Zbigniewa Bońka w 1985 roku – pokazuje, że także w tym elemencie się wyraźnie poprawił.