Sebastian Coe rok temu został wybrany na trzecią, ostatnią kadencję w roli szefa światowej federacji lekkoatletycznej World Athletics. To był zarówno kredyt zaufania, jak i nagroda za uprzątnięcie stajni Augiasza, którą zastał po rządach ubrudzonego korupcją oraz dopingiem Lamine’a Diacka, choć porządki robił także po sobie, skoro był kiedyś u senegalskiego cesarza wiceprezesem.
Organizacja za sprawą Coe'a otrzymała nowy szyld, bo dotychczasowy IAAF kojarzył się źle. Powstała także Athletics Integrity Unit (AIU), czyli zbrojne ramię World Athletics w walce z dopingiem. Lekkoatletyczna federacja, przez lata będąca na tym polu pariasem, zamieniła się w prekursora. To ona jako pierwsza pochyliła się ponadto nad kwestią kodyfikacji zasad dotyczących udziału w zawodach zawodniczek z zaburzeniami rozwoju płciowego.
Czytaj więcej
W wiosce olimpijskiej nie będzie klimatyzacji, ale to problem tylko dla biednych – zapewne niemały, skoro naukowcy ostrzegają przed ekstremalnymi upałami.
– Kilka lat temu kojarzyliśmy się jako federacja bardzo źle. Teraz jesteśmy szanowani, także jako liderzy rozwiązań – mówił „Rz” dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski. Sam Coe podkreślał zaś, że według badań Nielsena lekkoatletyka to dziś czwarty najpopularniejszy sport na świecie, choć jeszcze w 2015 roku zajmowała pod tym względem ósme albo dziewiąte miejsce.
Lekkoatletyczna rewolucja. Wielki Szlem i zawody tylko dla kobiet
„Szaleństwem jest robić wciąż to samo oraz oczekiwać różnych rezultatów” - powtarza Brytyjczyk za Albertem Einsteinem i po odbudowaniu reputacji World Athletics idzie za ciosem. Serial „Sprint” to ważny argument w walce o uwagę, ale zmian wymaga też model rywalizacji. Mityngi muszą być jeszcze krótsze i bardziej dynamiczne, skrojone na miarę potrzeb telewizyjnego widowiska. Zmienia się więc Diamentowa Liga, a niebawem kalendarz uzupełnią nowe imprezy – także prywatne.