Kornelia Marek zapewniła Justynie Kowalczyk kilka dodatkowych atrakcji na finiszu sezonu.
– O, dzień dobry pani. Znowu? – uśmiechnęła się mistrzyni olimpijska, gdy niedługo po zwycięstwie w piątkowym prologu podsunięto jej do podpisu wezwanie na kontrolę antydopingową.
– To już moja ósma w dziesięć dni – opowiada Polka. Bez irytacji, bo jest oczywiste, że gdy na EPO wpada ktoś z kraju najlepszej narciarki ostatnich lat, to ona też nie zazna spokoju. Poza tym, teraz już nie tak łatwo ją wyprowadzić z równowagi jak jeszcze kilka tygodni temu.
Medale olimpijskie i Kryształowe Kule zdobyte, plan wypełniony, stres wystawiony za drzwi. Można się cieszyć bieganiem. A przestać biegać Justyna Kowalczyk na razie nie zamierza. Za tydzień ma mistrzostwa Polski, a potem jedzie na miesiąc do Rosji, na wyścigi pokazowe, w których czekają dobre pieniądze i dużo zabawy.
W Falun stawka jest podobna: za wygranie finału dostaje się 40 tysięcy franków, a Kowalczyk, biegnąc już bez żadnych obowiązków, pokazuje, co potrafi i prowadzi w połowie wyścigu. W prologu na 2,5 km stylem klasycznym, ze wspinaczką na wzgórze Mördarbacken, nie dała szans Marit Bjoergen.