Pierwszy na ostatnie rozmowy do siedziby Polskiego Związku Narciarskiego przyszedł Witalij Trypolski. Fizjoterapeuta Kornelii Marek przyjechał do Krakowa pociągiem z Kijowa.
Ukrainiec przyznał już wcześniej, że w Vancouver to on dawał biegaczce zastrzyki i choć tłumaczył, że zawartość strzykawek nie miała nic wspólnego z erytropoetyną, podejrzenia zostały. Po nim pojawili się dr Jarosław Krzywański z Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej (przyleciał rannym samolotem z Warszawy) oraz zawodniczki i serwismeni. – Mam nadzieję, że ktoś wreszcie zacznie mówić prawdę – powiedziała dziennikarzom Paulina Maciuszek. Sylwia Jaśkowiec rzuciła krótko: - Porozmawiamy po przesłuchaniu.
Obie biegły z Kornelią Marek w Vancouver w sztafecie 4x5 km.
Podczas krótkiej konferencji prasowej przewodniczący komisji powołanej do zbadania sprawy, prof. Zbigniew Waśkiewicz, przyznał: – Nie jesteśmy w stanie nikomu udowodnić winy. Możemy się tylko pewnych rzeczy domyślać.
Trypolski powtarzał to, co mówił wcześniej: że czuje się niewinny. Pytany, co było w strzykawce, gdy robił zastrzyki, zasłaniał się tajemnicą lekarską. Komisji też powiedział niewiele, ale wywarł na niej lepsze wrażenie niż Kornelia Marek.