Przez lata kluby polskiej ekstraligi oferowały zawodnikom niebotyczne pieniądze, zaciągały pożyczki i w efekcie stawały na skraju bankructwa. Polski Związek Motorowy groził palcem i straszył odebraniem licencji. Zespoły obiecywały poprawę, władze wierzyły i dawały tzw. licencje nadzorowane. Nadzór był zwykle równie fikcyjny jak pieniądze, które część klubów obiecywała zawodnikom, więc zapożyczanie się i czekanie na sukcesy, które miały zagwarantować miliony od prawdziwych sponsorów, trwało dalej.
Ale PZM powiedział w końcu: dość. Wybrzeże Gdańsk i Włókniarz Częstochowa zostały za długi pozbawione licencji i zdegradowane do drugiej ligi. Być może to początek naprawy polskiego żużla i w ekstralidze będą jeździli tylko ci, którzy udowodnią, że mają prawdziwe, a nie wyimaginowane budżety.
Po degradacji obu klubów w ekstralidze pojawił się problem. Zostało jedno wolne miejsce, którego nikt nie chciał zająć. Awans na torze wywalczyła PGE Stal Rzeszów, która była najlepsza w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Miejsce w ekstralidze powinno też przypaść drugiemu w tabeli Orłowi Łódź, ale właściciel klubu Witold Skrzydlewski stwierdził, że na razie finanse i infrastruktura stadionu Orła nie pozwalają marzyć o elicie.