Prevc wygrał piękny finałowy konkurs w Bischofshofen, był najlepszy w obu seriach (139 i 142,5 m). Severin Freund walczył wspaniale, ale do mistrza było za daleko. Trzecie miejsce zajął Michael Hayboeck, ostatni skok dał mu podium konkursu i turnieju.
Było co oglądać, tylko Polacy po staremu słabi: pięć miejsc w konkursie głównym nic nie znaczyło. Pozycje od 24. (Stefan Hula) po 46. (Dawid Kubacki), Kamil Stoch nawet nie awansował do drugiej serii, kryzys trwa, mimo krótkiego wypadu do Ramsau.
Drugi słoweński mistrz Turnieju Czterech Skoczni (pierwszym był Primoż Peterka) zasługuje na komplementy, ale też na uwagę, że wreszcie się spełnił, bo jego wcześniejsze sukcesy, choć niemałe, pozostawiały niedosyt.
Czy to mistrzostwa świata, igrzyska olimpijskie lub Puchar Świata – zawsze czegoś zabrakło do wygranej. Gdy został pierwszym skoczkiem na świecie, który doleciał w Vikersund do granicy 250 m, to dzień później rekordu już nie miał. Nawet jak dostał za lot w Planicy pięć not maksymalnych, to wielkiej Kryształowej Kuli nie odebrał.
Teraz nikt nie powie, że to „Srebrny Peter", jak kiedyś nazwali go słoweńscy dziennikarze. Powiedzą, że to złoty Peter, że jego panowanie potrwa długo (rocznik 1992), że umie wygrywać na wszystkich skoczniach, że za jego plecami widać talenty braci: Domena (16 lat) i Cene (19), także siostry Niki (10 lat), ponoć dorównującej chłopcom w jej wieku. Nie skacze na nartach tylko siostra Ema.