Korespondencja z Zakopanego
Pierwszy dzień weekendu ze skokami w Zakopanem mógł wzbudzić uzasadnione obawy o to, czy wraz z coraz słabszymi wynikami Kamila Stocha i reszty reprezentantów największa cykliczna zimowa impreza sportowa w Polsce również nie idzie na dno.
Kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem oficjalnych kwalifikacji na drogach prowadzących pod Wielką Krokiew były wolne miejsca do parkowania, w oczy kłuły pustki przy stoiskach z narodowymi akcesoriami kibica, nikt nie trąbił, nie dął w wuwuzele. Na trybunach zasiadło zaledwie około 1000 osób. Obraz dobrze oddawał obecną sytuację w tej przez lata jednej z najbardziej popularnych dyscyplin sportu w kraju, rywalizujących o pierwszeństwo w tym rankingu z reprezentacyjną piłką nożną.
Czytaj więcej
Na Wielkiej Krokwi w Zakopanem piąte zwycięstwo w Pucharze Świata w tym sezonie odniósł Daniel Tschofenig. Paweł Wąsek znów znalazł się w ścisłej czołówce.
Puchar Świata w Zakopanem jak piłkarskie derby
Nie tak dawno, również na kwalifikacjach, wokół Wielkiej Krokwi stały tłumy. 10-tysięczna publiczność była uważana za normę i poprzedzała szał, jaki wybuchał w konkursach głównych. Wspomnienia 100 tysięcy osób, które oglądały zawody w 2002 roku, w szczycie Małyszomanii, są żywe do dziś. Mrowie kibiców wypełniało nie tylko trybuny, ale okoliczne łączki. Niektórzy obsiedli okoliczne drzewa. To było szaleństwo, ale w tym czasie Adam Małysz na liście najbardziej popularnych Polaków zajmował drugie miejsce, za papieżem Janem Pawłem II.