Ostatnia skokowa konkurencja niemieckich mistrzostw – rywalizacja drużyn na dużym obiekcie – znów dała powód, by chwalić Polaków za to, co robią ostatnimi czasy niemal bez zacięć: skacząc we czwórkę pod flagą biało-czerwoną mobilizują się bardziej i robią niekiedy nawet więcej niż indywidualnie.
Tak było w sobotę na Schattenbergschanze, gdy zdobyli brązowe śnieżynki w jednym z najbardziej wyrównanych i emocjonujących konkursów mistrzowskich od lat. Po piątkowym konkursie, który pozostawił osad niespełnienia, gdyż Piotr Żyła miał medal na czubek narty, ale połączenie wyjątkowo niesprzyjającej pogody, zmiany położenia belki startowej, pewnej niedoskonałości przeliczników za wiatr oraz ocen sędziowskich sprawiły, że nie wygrał, choć był blisko.
W konkursie drużynowym wyrównał rachunki ze skocznią i rywalami w ten sposób, że miał najwyższą notę indywidualną, dwa piękne skoki po 139 m nie pozostawiły w tej kwestii żadnych wątpliwości. Ważne było jednak to, że ponad średnią wzniósł się także Andrzej Stękała, że prawie wrócił dawny Kamil Stoch i dzielnie walczył z nieprzychylnością wiatrów Dawid Kubacki.
w jedno popołudnie
Polacy prowadzili przed finałowym skokiem, jednak złota nie było, gdyż trochę lepsi okazali się Niemcy (z niezawodnym tej zimy w każdych wielkich zawodach Karlem Geigerem) i Austriacy. Głośna radość Żyły i spółki na podium kazała jednak wierzyć, że kibicowskie spojrzenie na wynik, czyli lekki zawód, nie dotyczyło polskich medalistów. Stanęli na podium MŚ, w drużynie już czwarty raz od 2013 roku, po raz kolejny udowodnili, że od czasu zakończenia biegowej kariery przez Justynę Kowalczyk narciarstwo klasyczne w Polsce to skoki, choć o innych formach wykorzystania nart nikt nie zapomina.
O to, kto został bohaterem reprezentacji, pytać nie trzeba. Piotr Żyła zrobił show, jego nieco chaotyczna, lecz pozytywna energia działała na innych, a tyle uproszczony, co skuteczny przepis na sukces: „Liczy się ciężka praca i dobra zabawa", zapewne przekonał wielu rodaków. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner spytany przez „Rz" o to, czy w cieniu medali skoczków dało się zobaczyć inne osiągnięcia, z właściwym sobie optymizmem znalazł pozytywy.