13 tysięcy widzów, ostre słońce nad Alpami Julijskimi i długie loty na największej skoczni – tak wyglądał dzień pierwszych treningów i kwalifikacji. Dla Polaków był szczęśliwy.
Oprócz Małysza, który nie musi się kwalifikować do dwudniowego, składającego się z czterech serii, konkursu indywidualnego, awans wywalczyli też Kamil Stoch (3. miejsce), Łukasz Rutkowski (16.) i Rafał Śliż (25.). Kwalifikacje wygrał 38-letni Japończyk Noriaki Kasai (210,5 m) przed Antoninem Hajkiem (207,5). Czech był rewelacją treningów (228,5 m), jednak pewniejszymi kandydatami do podium są Ammann i Małysz. Oni w drugiej treningowej próbie skakali z 17. belki, a Czech z 22. Ammann skoczył 217,5 m, a Małysz 209,5 m.
Szwajcar wciąż lata jak natchniony i jeśli dostanie trochę wiatru pod narty, może tu polecieć w okolice nieoficjalnego rekordu świata należącego do Bjoerna Einara Romoerena. Norweg zaimponował w kwalifikacjach, lądując na 230 m. Małysz w nowych wiązaniach czuje się coraz pewniej, w kwalifikacjach z 13. belki (Romoeren z 16.) poleciał 216,5 m. Znakomity skok i świetny wynik zbladł jednak mocno przy wyczynie Ammanna (225,5).
– Simon miał najlepsze warunki z czołowej grupy, lepsze od Adama i Schlierenzauera (206 m), i znakomicie je wykorzystał – mówi Łukasz Kruczek, trener polskich skoczków. – Trójka Ammann, Małysz, Schlierenzauer jest tu zdecydowanie najmocniejsza, choć nie można lekceważyć Romoerena, który potrafi latać jak mało kto, ale musi mieć odpowiednio długi rozbieg i wiatr pod narty. Na mamucie powiew wiatru może sprawić, że zawodnik odleci nie pięć, ale 50 metrów dalej, i już nikt go nie dogoni – tłumaczy Kruczek.
Mistrzostwa świata w lotach, podobnie jak niedawno zakończony Turniej Nordycki, rozgrywane są według eksperymentalnych zasad, które uwzględniają siłę wiatru i wysokość platformy startowej. – Ale czy to jest sprawiedliwe? – zastanawia się Kruczek. – Jedno nie ulega wątpliwości: ten nowy system pozwoli zakończyć zawody nawet wtedy, gdy warunki radykalnie się pogorszą. Obniży się belkę i po sprawie.