Czterokrotny mistrz świata wygrał w tym roku drugą rundę (wcześniej w szwedzkiej Malilli), ale długo nic nie wskazywało na to, że turniej w stolicy Łotwy zakończy się odegraniem Mazurka Dąbrowskiego. Zmarzlik męczył się w fazie zasadniczej, w jednym z biegów przyjechał do mety ostatni, praktycznie nie podejmując walki na trasie z przeciwnikami. Po czterech seriach startów miał na koncie tylko sześć punktów.
A mogło być jeszcze gorzej, bo w pierwszym starcie Polak zderzył się z Mikkelem Michelsenem na wyjściu z pierwszego łuku i choć sędzia zdecydował się wykluczyć Duńczyka jako winnego przerwania wyścigu, to zdanie na ten temat były podzielone. Michelsen, dotychczas czwarty w klasyfikacji generalnej, nie pojawił się już na torze, a udał się do szpitala z podejrzeniem złamania obojczyka. Uskarżał się także na ból nogi. Prawdopodobnie sezon dla Duńczyka już się zakończył.
Do zapewniania sobie awansu do półfinału Zmarzlik potrzebował zwycięstwa w ostatnim swoim wyścigu fazy zasadniczej. Długo jechał w nim drugi, jednak w pewnym momencie błąd popełnił prowadzący Dominik Kubera i został wyprzedzony przed kolegę z Motoru Lublin.
W półfinale Zmarzlik nie wyszedł najlepiej ze startu, ale wykorzystał niezdecydowanie rywali i po pierwszym łuku już prowadził. Na drugim popełnił błąd i spadł za Fredrika Lindgrena. Przez chwilę próbował go atakować, ale odpuścił, skupiając się na obronie drugiego miejsca, bo zbliżał się do niego Robert Lambert. Brytyjczyk objechał na trasie Andžejsa Ļebedevsa, który przez większość części zasadniczej turnieju wydawał się pewniakiem do triumfu w Rydze.