Ostatni wielkoszlemowy turniej roku - US Open - zaczął się wczoraj w Nowym Jorku. Rok temu Radwańska dotarła do czwartej rundy, ma więc czego bronić. Pierwszy mecz już dziś w nocy z reprezentującą Kazachstan Jarosławą Szwedową (115. WTA), która awansowała do turnieju głównego po eliminacjach. Radwańska (rozstawiona z nr 9) szybko przegrała w Pekinie i raczej nie będzie mogła narzekać na olimpijskie zmęczenie.
W klasyfikacji Champions Race (wyniki tylko z tego roku) służącej do wyłonienia czołowej ósemki, która zagra w Masters, Radwańska jest dziewiąta i traci 51 pkt do ósmej Venus Williams. Przed tenisistką z Krakowa są same gwiazdy, ale wszystko jeszcze jest możliwe. Największe znaczenie ma postawa w Nowym Jorku.
Wszyscy zadają sobie pytanie, w jakiej formie przyjadą do Ameryki zawodnicy, którzy do końca rywalizowali o medale w Pekinie, przede wszystkim Rafael Nadal. Hiszpan zdobył złoto, a wcześniej wygrał Roland Garros i Wimbledon, w obu finałach pokonując Rogera Federera. Ich decydujący mecz w Londynie już dziś wymieniany jest jako jeden z najlepszych w historii tenisa.
Dla Federera US Open to ostatnia okazja, by uratować sezon. Przed jego rozpoczęciem eksperci pytali, czy w tym roku Szwajcar wygra wreszcie Wielkiego Szlema, a teraz okazuje się, że to najgorszy sezon Federera od lat.
Stracił przodownictwo w rankingu ATP i, co chyba ważniejsze, także rząd dusz w męskim tenisie. Elegancja światowca władającego biegle trzema językami, którego sława była równa gwiazdorom kina czy estrady, przegrała w starciu z ambicją, siłą woli i umiejętnościami chłopaka z Majorki mówiącego tylko po hiszpańsku i wciąż jakby zawstydzonego tym, że wygrywa z wielkim Rogerem.