Przez lata strona turnieju była miedziana, ale idzie nowe i w ślad za nowym sponsorem tytularnym stała się niebieska. Nie szata zdobi stronę, ale zawartość, która jest dobra i pozostaje bez zmian: program, mapka, kodeks kibica oraz obowiązkowe zakładki dla sponsorów z logotypami i ich stronami www. W czasie turnieju dochodzą też newsy, wyniki na żywo, stenogramy z konferencji, zdjęcia.
Zakładek na stronie jest wiele, jednak według statystki liczba obejrzanych wynosi niecałe cztery, w czym mieści się pewnie aktualny plan gier na dziś oraz drabinki singla i debla. Każdy gość spędza na stronie 3 minuty i 12 sekund. Niby niewiele, ale wszędobylskie nazwy i logotypy sponsorów wbijają się w pamięć, a o to przecież chodzi. Jednak życie strony internetowej bywa krótkie: www.kghm-emax-atp.pl, aktualna podczas jednej jedynej edycji w 2006 roku, dziś się nie otwiera, bo działa już inny adres. Swoją drogą wtedy na stronie turniejowej pojawiały się nawet nagrania audio z konferencji z zawodnikami, ale – trzeba przyznać – ich głos czasem zagłuszały trzaski. To w końcu tylko challenger, któremu daleko do witryn internetowych turniejów wielkoszlemowych – gdzie są sklepy, stacje radiowe i telewizyjne, konkursy, fora i inne zakamarki. Jest jednak co oglądać.
Liczby nie kłamią: w ciągu dwóch lat, czyli edycji 2007 i 2008, stronę internetową turnieju odwiedziło 200 tysięcy osób. Polscy internauci stanowią mniej niż połowę wszystkich gości. Najwięcej osób jest z Wrocławia (24 tysiące) i Warszawy (14 tysięcy), potem – wyniki już gorsze, choć liczone w tysiące – Kraków, Poznań, Katowice i Szczecin. To miasta, gdzie również zawodowo gra się w tenisa.
W tym kontekście zastanawia niska pozycja Sopotu (łącznie ledwie 404 osoby!), który wyprzedziły Tychy, Zielona Góra i Radom nieistniejące na tenisowej mapie – w końcu to w Sopocie przez lata organizowano największy w Polsce turniej tenisowy. Miasto jest małe, to prawda, ale widać, że impreza w jego mieszkańcach nie wzbudziła wielkiego entuzjazmu. Na liście odwiedzających miast i miasteczek jest prawie 300, jednak nie łudźmy się – końcówka listy to jednostkowe (dosłownie!) przypadki: Sulęcin, Mysłakowice, Lipno, Lipce Reymontowskie i Górowo Iławieckie. Bynajmniej nie są to potęgi polskiego tenisa, choć bywały czasy – przed drugą wojną światową – gdy to właśnie w takich ośrodkach organizowano liczne turnieje zawodowej i amatorskiej maści. W czasach dominanty sponsorów to się już nie może udać: turniej jest we Wrocławiu, bo stąd pochodzi Dialog SA, a KGHM ma siedzibę w okolicy.
Pouczająca jest też analiza listy krajów, których przedstawiciele łączą się ze stroną. Poza Polakami większość odwiedzających serwis stanowią, co zrozumiałe, rodacy tych graczy, którym we Wrocławiu dobrze się wiodło: Czesi, Rosjanie, Niemcy, Słowacy, Ukraińcy. O dziwo, niewielu było Austriaków (ponad 3000), choć rok temu jeden był w finale (Jurgen Melzer), a przed dwoma laty wygrał drugi (Werner Eschauer). Belgów też jak na lekarstwo, a przecież w 2008 roku wygrał Kristof Vliegen.