Zaczęły w nowojorskim upale od stanu 7:6 dla Amerykanki i dwóch piłek drugiego seta wygranych w czwartek przez Polkę przy serwisie rywalki. Iga Świątek zaraz wykorzystała ten mały zapas, objęła prowadzenie, by po chwili stracić cały zysk przy swym podaniu.
Takie emocje towarzyszyły temu spotkaniu od początku do końca. Drugi set jednak zapisano dla Polki, bo kilka razy mocny i celny forhend wreszcie załatwił sprawę, nawet jeśli rywalka zakakująco szybko (mimo plastra pod lewym kolanem) dobiegała do piłek. Trzeci zaczął się źle, znów przełamanie dla Sachii Vickery, znów skoki adrenaliny i nerwowe wymiany.