Znów słoneczny Louis Armstrong Stadium, znów mecz otwierający kolejny dzień rywalizacji, ale na tym podobieństwa z łatwym zwycięstwem w pierwszej rundzie się skończyły. Shuai Peng wygrała z Radwańską na kortach Flushing Meadows nawet łatwiej niż cztery lata temu.
Początek meczu nie zapowiadał nieszczęścia. Przez dwa gemy Polka grała pewnie, szybko i dokładnie. Kiedy jednak Chinka oswoiła się z rytmem uderzeń rywalki, kiedy po kilku długich wymianach poczuła swoją siłę, zaczął się odwrót Radwańskiej.
Nie od razu jednak zanosiło się na porażkę. W meczach Agnieszki często są przełamania jej serwisu i odrabianie strat, ale tym razem Shuai Peng była wystarczająco wytrwała i zdeterminowana.
Pierwszy set zakończył się jej asem, w drugim Chinka zaczęła naśladować Polkę – skróty, loby, ostra gra po przekątnych. Parę razy się udało i to też miało znaczenie – Agnieszce odebrano najlepszą broń. Walczyła do końca, próbowała wzmocnić atak. Pierwszą piłkę meczową obroniła, gdy było 3:5, następną przy stanie 4:5 i serwisie Chinki. Ten serwis to nie jest miażdżące uderzenie, ale do wygrania szóstego gema wystarczył, gdy dodać do niego kilka potężnych bekhendowych strzałów.
Deblowa mistrzyni Wimbledonu i Roland Garros gra dalej, Polka żegna się z turniejem w nastroju nostalgii: znów tylko druga runda, na dziewięć startów to już piąty raz. Marzenie choćby o pierwszym ćwierćfinale szybko prysnęło. Pewne straty rankingowe będą (w zeszłym roku Radwańska odpadła w 1/8 finału), ale największy uszczerbek może zostać w głowie – coraz więcej dziewczyn umie wygrywać z delikatną Agnieszką.