Na niebieskim korcie z klasyczną halową nawierzchnią Rebound Ace sprawy potoczyły się zgodnie z polskimi życzeniami. Kubot i Matkowski wygrali sprawnie, pewnie i efektownie.
Kapitan Miloslav Meciř wykalkulował sobie, że nie warto angażować do debla lidera drużyny Martina Kližana, zagrali zgłoszeni wcześniej Martin i Zelenay, efekt był jaki był: niemal w żadnym momencie meczu nie pojawiło się zagrożenie dla polskich tenisistów. Asy i wygrywające serwisy Matkowskiego, pewność ręki Kubota, wielka rutyna obu, jedno przełamanie podania rywali w każdym secie i po godzinie z czterdziestoma minutami tablica wyników pokazała 6:3, 6:4, 6:4.
Zasługi trudno rozdzielać, ale każdy widział – przy podaniu Marcina Matkowskiego gemy po polskiej stronie pojawiały się błyskawicznie. W tym roku polska para deblowa w meczach Pucharu Davisa nie straciła seta.
Po meczu obaj polscy debliści wzięli mikrofony w dłoń i podziękowali wielu osobom: od rodziny, przyjaciół i trenerów, po kibiców i obecnego na trybunach w Gdyni Ryszarda Krauzego, który był kiedyś głównym sponsorem polskiego tenisa i m. in. dzięki jego wsparciu rozkwitły kariery Kubota i Matkowskiego.
– Moją bronią jest serwis, więc musi działać, bym grał dobrze. W tym meczu działał, Łukasz też grał fantastycznie, więc wznieśliśmy się na wysoki poziom, daliśmy rywalom naprawdę mało szans, zagraliśmy dla Słowaków, bez fałszywej skromności – za dobrze. Mieli w całym meczu tylko jeden gem z przewagami przy naszym serwisie. Wygrać mecz Pucharu Davisa w godzinę czterdzieści to sama przyjemność. Mam teraz nadzieję że Jurek Janowicz wprowadzi nas w niedzielę do Grupy Światowej – podsumował grę pan Marcin.