Pierwszy punkt zdobyli Serbowie, konkretnie Miomir Kecmanović, który zwyciężył 6:7 (7-9), 6:2, 6:1 słabnącego w oczach Lorenzo Sonego. Ten wynik tylko powiększył niemałą presję, jaka spoczęła na barkach Jannika Sinnera w spotkaniu z numerem 1 światowego tenisa. Kto myślał, że nerwy zjedzą młodego Włocha, tak jak to zdarzyło się sześć dni temu w Turynie w finale Masters, jednak się mylił. Sinner wygrał 6:2, 2:6, 7:5 broniąc trzy piłki meczowe przy stanie 4:5, 0-40 w trzecim secie.
Decydował znakomity serwis i, oczywiście powrót wiary w siebie Jannika. Włoch zaczął świetnie, z każdej strony kortu odbijał piłki nadzwyczaj pewnie. Djoković próbował w pierwszym secie zakłócać ten zwycięski rytm, ale dopiero w drugim znalazł skuteczny sposób, wciągnął parę razy rywala w pułapki i publiczność za chwilę wiedziała, że będzie trzeci set.
W nim znów były wymiany zapierające dech, była walka taktyczna, której celem dla Novaka było wciąganie rywala w dłuższe wymiany, ale Sinner bronił się mądrze, atakował z przekonaniem, dopiero w dziesiątym gemie przez chwilę ramię go zawiodło i wyglądało na to, że przegra. Wtedy ratunek przyniósł Jannikowi serwis, wyrównanie na 5:5 oznaczało w praktyce przejęcie kontroli nad meczem przez Włocha, z końcowych 16 punktów wygrał 13. To była pierwsza porażka Novaka w Pucharze Davisa od 12 lat.
Czytaj więcej
Wielkość Novaka zdecydowanie przeważyła nad marzeniami Jannika. 54. finał Masters Djoković – Sinner zakończył się zwycięstwem Serba 6:3, 6:3. Turniej deblowy wygrała, także jak rok temu, para amerykańsko-brytyjska Rajeev Ram i Joe Salisbury.
Zwycięstwo Jannika oznaczało, że obaj kapitanowie, Filippo Volandri i Viktor Troicki musieli w decydujący bój deblowy znów posłać najlepszych singlistów – do Sinnera dołączył odświeżony Sonego, do Djokovicia Kecmanović. Przerwa na odpoczynek dla pierwszych rakiet długa być nie mogła, ale taki był wymóg chwili.