Pierwszy set – jedno przełamanie serwisu Polaka i Kližan wygrywa względnie gładko 6:3. W połowie drugiego wydawało, że idzie na powtórkę, Słowak prowadził 3:2 i miał podanie, ale Janowiczowi udało się odzyskać wigor, odrobić straty, w widoczny sposób zwiększyć aktywność na korcie w Gdyni.
Gdy doszło do tie-breaka, stabilność gry i świetne obrony Kližana miały jednak większe znaczenie, niż zrywy Polaka, zostało trochę żalu za straconymi szansami, jakie pojawiły się na gdyńskim korcie.
Trzeci set zaczął się od prowadzenia Polaka 40-0 przy serwisie rywala, za chwilę taśma pomogła, wreszcie nowa sytuacja – Kližan przegrywa na starcie. Za chwilę było 1:1, bo Słowak natychmiast odzyskał koncentrację. Trudno było uwierzyć, że Janowicz da radę, gdy przegrywając 3:4 ponownie przegrał gem przy własnym serwisie. Rzeczywiście, kolejne cztery piłki i 6:3, gem, set, mecz, Słowacja. Chwalić Kližana trzeba – był znacząco lepszy, Janowicz nie wzbudził w sobie tyle determinacji, by wygrać, może trochę przeszkadzały kolano w bandażu i ręka w plastrach.
Jak remis, to decyduje mecz drugich rakiet, takie sytuacje Puchar Davisa zna od lat. Zgodnie z decyzjami kapitanów Radosława Szymanika i Miloslava Meciřa o awans drużyny zagrali Michał Przysiężny (143. ATP) i Norbert Gombos (121. ATP).
PUCHAR DAVISA 2015