W Indian Wells działo się wiele. Pustynny turniej miliardera Larry'ego Ellisona, właściciela Oracle Corporation, od lat stawiany jest tuż za Wielkim Szlemem. Nie zawiódł kibiców także w tym roku. Finały z udziałem Sereny Williams i Novaka Djokovicia – liderki i lidera rankingów światowych, wiele doskonałych spotkań plus kilka zaskakujących wyników – oglądało się dobrze, choć echa dopingowych wyznań Marii Szarapowej też krążyły nad kortami.
Sporą część atrakcji w Indian Wells zapewniła widzom Agnieszka Radwańska, która zaczęła od obrony piłki meczowej przy stanie 2:5 w meczu otwarcia z Dominiką Cibulkovą, by dojść do półfinału z Sereną, w którym postawiła się pierwszej rakiecie świata tak mocno, że miała do siebie pretensje o brak sukcesu w co najmniej jednym secie.
Polka grała w Kalifornii efektownie, odważnie, pojawiły się głosy, by już teraz przyznać Agnieszce nagrodę za zagranie roku (zdobywa to wyróżnienie seryjnie od kilku lat). Bardziej poważne analizy mówią o zdecydowanym wzroście pewności siebie oraz coraz lepiej kontrolowanej agresji w grze, także celności serwisu. Drugie miejsce na świecie to miła nagroda za dobrą pierwszą część sezonu, ciąg dalszy nie musi być gorszy, jest gdzie zarabiać punkty, bo Radwańska poprzedniej wiosny nie błyszczała – w Miami wygrała dwa mecze, w Katowicach trzy, potem na kortach ziemnych w Stuttgarcie przegrała od razu i w Madrycie odniosła dwa zwycięstwa. Na Roland Garros jechała jako 14. tenisistka świata.
Agnieszka w Miami będzie rozstawiona jeszcze z numerem 4, w drabince znów są niemal wszystkie sławy, łącznie z finalistkami z Indian Wells – Sereną Williams i Wiktorią Azarenką.
Obecność Białorusinki w elicie kobiecego tenisa nie jest niespodzianką, możliwości Azarenki były oceniane wysoko już od początku tego roku, gdy efektownie wygrała turniej w Brisbane, nawet półfinał Australian Open przegrany z Andżeliką Kerber tych opinii nie zmienił. Tydzień w Indian Wells też potwierdził, że wyleczona Wiktoria odzyskała wiele z dawnej walecznej tenisistki.