Mecz, z polskiego punktu widzenia, porwać nie mógł, ale uśmiechy w nim były. Najbardziej szczere przy stanie 6:3, 5:2, 40-15 dla Kvitovej, czyli przy pierwszej piłce meczowej.
Czeska mistrzyni posłała lewą ręką (tą, co wedle niektórych dziennikarzy miała boleć w okolicach barku i być nawet powodem rychłego kreczu) solidny serwis. Pani Magda trafiła w odpowiedzi bardzo nieczysto, forhendowe uderzenie ramą dało taką rotację, że po zadziwiającym lobie piłka wkręciła się w końcową linię obok zaskoczonej Petry, powodując w końcu rozbawienie obu stron, także ławek trenerskich i kibiców. Takie obrony piłek meczowych nie zdarzają się przecież często.
Poprawka była skuteczna, choć Kvitova jeszcze się śmiała pod nosem, mecz skończył się wedle wskazówek rankingu i większości przewidywań. Czeszka, ze zdrowym lub chorym barkiem (na oko nie do odróżnienia) zagra w drugim tygodniu, Polka wyjeżdża w pierwszym, ale wreszcie z dwoma zwycięstwami, stosowną wielkoszlemową premią (111 tys. funtów) i, jak to już było wiadomo wcześniej, znów pozycją nr 1 polskiego tenisa kobiecego, jakie daje jej nr 60. w rankingu WTA. Iga Świątek jest tuż za nią.
– Petra grała bardzo dobrze, bardzo dokładnie, trudno mi było cokolwiek zrobić. Serwowała świetnie, niczego nie robiła sztampowo, często mnie zaskakiwała. Wywierała na mnie coraz większą presję, więc napięcie rosło, nawet jeśli wchodząc na mecz czułam się wyjątkowo spokojna. Ja nie miałam jednak okazji jej jakoś zestresować – mówiła Magda Linette i brać dziennikarska musiała się zgodzić z tenisistką.
Mecz Polski z Czeszką zaczął szósty dzień turnieju, skończył się zanim na kort centralny i kort nr 1 wyszły największe sławy. Na mniejszych kortach równie szybki był tylko Japończyk Kei Nishikori (nr 8), który gładko pokonał Amerykanina Steve'a Johnsona 6:4, 6:3, 6:2. Zaraz potem brawa należały się Ashleigh Barty, która zdmuchnęła z kortu 6:1, 6:1 Brytyjkę Harriet Dart oraz Serenie Williams, znacząco lepszej od Julii Goerges (6:3, 6:4).