Mecz, z polskiego punktu widzenia, porwać nie mógł, ale uśmiechy w nim były. Najbardziej szczere przy stanie 6:3, 5:2, 40-15 dla Kvitovej, czyli przy pierwszej piłce meczowej.
Czeska mistrzyni posłała lewą ręką (tą, co wedle niektórych dziennikarzy miała boleć w okolicach barku i być nawet powodem rychłego kreczu) solidny serwis. Pani Magda trafiła w odpowiedzi bardzo nieczysto, forhendowe uderzenie ramą dało taką rotację, że po zadziwiającym lobie piłka wkręciła się w końcową linię obok zaskoczonej Petry, powodując w końcu rozbawienie obu stron, także ławek trenerskich i kibiców. Takie obrony piłek meczowych nie zdarzają się przecież często.