Spodziewał się pan aż takiej deklasacji w finale Wimbledonu?
Czułem, że w pierwszym secie Amanda Anisimova będzie stremowana i typowałem, że może się ten mecz skończyć wynikiem 6:1, 6:3. Iga jest mistrzynią wygrywania ciasnych gemów, takich, w których teoretycznie przeciwniczka ma szanse na rozstrzygnięcie ich na swoją korzyść. Bardzo trudno wygrać kluczowe punkty z Igą. Ona najdłużej się do nich przygotowuje, później często najlepiej zagrywa, w linie boczne lub w linię końcową. To jest bardzo deprymujące dla tenisistek, które już się witają z gąską, a potem zostają bez punktów. Iga jest nieprzeciętnie zawzięta, niczego nie odpuszcza. Gdybym ja tak miał, to pewnie bym pomógł wygrać jeden gem przeciwnikowi. Anisimova zasłużyła na wygranie trzech gemów.
Dlaczego tak długo trzeba było czekać na powrót wielkiej Igi?
Straciła pewność uderzeń forhendowych właśnie w zeszłym roku w Londynie. Często o tym wspominałem. Byłem przekonany, że powróci do świetnej gry, jeśli nie w Stuttgarcie czy Madrycie, bo nietypowa mączka, to w Rzymie albo w Paryżu. Okazało się, że stało się to trochę później. Pierwsze symptomy poprawy były w Bad Homburgu, a wróciła w Wimbledonie. W meczu z Catherine McNally forhendy jeszcze wylatywały gdzieś poza kort. Potem było coraz lepiej.
Czytaj więcej
Iga Świątek pokonała Amandę Anisimową 6:0, 6:0 i została pierwszą polską mistrzynią Wimbledonu. F...
Jaka w tym zasługa Wima Fissette’a? Na początku jego pracy z Igą było widać nerwowość.
Mądrość Fisette’a polega na tym, że nie próbował niczego zmienić i dlatego został w teamie. Gdyby prowadził ją od 10., 15. roku życia, moglibyśmy mówić o jego wpływie. Fissette przejął jedną z najlepszych tenisistek na świecie i trudno, żeby zmieniał jej technikę. Iga ma bardzo silną osobowość, zresztą podobnie jak Agnieszka Radwańska. Tomasz Wiktorowski opowiadał, że minęło dużo czasu, zanim zaczął próbować coś doradzić Agnieszce w kwestiach tenisowych. Uważam, że gdyby został Wiktorowski, to historia wyglądałaby podobnie. Fissette niczego nie wyczarował, nie wyciągnął nic z kapelusza. Z Tomkiem byłoby podobnie, bo bez forhendu nie dałoby się nic zdziałać.
Forhend wrócił w najlepszym momencie...
Na Igę spadła niesprawiedliwa krytyka. Ludzie pisali, że popsuł się jej serwis, poruszanie się, a nie działał jej forhend. Anisimova ponad 80 proc. piłek grała do bekhendu Igi, tam też posyłała serwisy, a trzeba było testować prawą stronę Igi, czy przypadkiem znów się nie usztywni w finale.