Do Montrealu na turniej Rogers Cup (z cyklu ATP Masters 1000) przyjechało 23 z 25 najlepszych tenisistów świata. Jest nr 1 – Novak Djoković, który skończył urlop po zwycięskim Wimbledonie, są nr 2 – Andy Murray, który pojawił się już w Waszyngtonie, ale wcześnie przegrał, nr 3 – Stan Wawrinka, i nowy nr 4 światowego rankingu – Kei Nishikori, mistrz ostatniego turnieju w stolicy USA.
Wielcy nieobecni to tylko Roger Federer i David Ferrer. Szwajcar nie podał wiarygodnych przyczyn rezygnacji, Hiszpan nie wyleczył kontuzji łokcia.
Dla Kanadyjczyków bardzo liczy się start Milosa Raonica, który już zdążył zagrać mecz pokazowy z burmistrzem Montrealu Denisem Coderre, co uznano za start honorowy turnieju. Być może wiele więcej nie pogra (niedawno wyleczył kontuzję stopy), lecz jako lokalny bohater przyciąga uwagę.
Tytułu broni Francuz Jo-Wilfried Tsonga, wygrywali Rogers Cup także Rafael Nadal, Djoković i Murray. Dla serbskiego lidera rankingu tegoroczne starty w cyklu Masters 1000 to ciąg sukcesów, zwyciężał już w Indian Wells, Miami, Monte Carlo i Rzymie (w Madrycie nie startował), podważyć to panowanie będzie trudno.
Interesujący wydaje się także start Nadala – dawno temu na kortach twardych grał słabiej, potem pięknie udowodnił, że potrafi (w Kanadzie wygrywał trzy razy). Późne amerykańskie lato zweryfikuje formę Hiszpana. Murray ma wymówkę – podczas przygotowań do US Open może być trochę rozkojarzony, w lutym pierwszy raz zostanie ojcem.