„Między odwagą a szaleństwem" - idealny prezent dla tenisa

W piątek na ekrany wchodzi film „Między odwagą a szaleństwem" o rywalizacji Bjoerna Borga z Johnem McEnroe, od której zaczął się tenis, jaki znamy dziś.

Aktualizacja: 25.10.2017 19:39 Publikacja: 25.10.2017 19:20

„Między odwagą a szaleństwem" - idealny prezent dla tenisa

Foto: materiały prasowe

Borg to pierwszy tenisowy idol rozpoznawalny globalnie, śledzony przez media, wielbiony przez fanów. Zainteresowanie podsycało jeszcze to, jaki był – chłodny, smutno uśmiechnięty, nawet po największych triumfach. Od razu rodziło się podejrzenie, że jest w nim jakaś tajemnica. Jego życie dowiodło, że była.

By właściwie ocenić to, co widzimy w filmie, trzeba przypomnieć, że przed Borgiem i McEnroe tenisiści bywali sławni, ale nie rozbudzali wyobraźni tak jak piłkarze. Do roku 1968, gdy do gry w wielkich turniejach dopuszczono zawodowców, Wimbledon i Roland Garros nie skupiały uwagi tak jak teraz.

Wszystko się zmieniło kilka lat później, gdy do gry weszła telewizja. Tenis zagościł na dobre w domach bogatego Zachodu (w naszych nieco później) i dostał idealny prezent – Borga i McEnroe.

Film opowiada historię ich wimbledońskiego finału z roku 1980, wygranego przez Borga (tie-break w czwartym secie przeszedł do legendy). Są też wycieczki w przeszłość obu graczy ilustrujące to, co kibice tenisa wiedzą dobrze: Szwed i Amerykanin pochodzili z dwóch różnych światów.

Podstawowym pytaniem, jakie sobie zadawałem, idąc na film, było to, czy uda się pokazać tenis w sposób wiarygodny (dotychczas w kinie nikt tego nie zrobił, a niektóre próby były żenujące) oraz czy w obu bohaterach rozpoznam tych, o których przeczytałem setki artykułów i kilka książek.

Nie byłem optymistą, bo sport to trudna filmowa materia, ale pomyliłem się, choć obaj bohaterowie do historii opowiedzianej w filmie odnieśli się sceptycznie. Borg i McEnroe zgodnie stwierdzili, że to nie jest obraz, w którym się rozpoznają, Amerykanin był nawet bardziej kategoryczny. Ale wartości dzieła stworzonego przez reżysera Janusa Metza to nie obniża. To nie jest film dla Borga i McEnroe, tylko jego film o nich i bez wątpienia warto pójść do kina.

Shia LaBeouf jako nieznośny bachor z bogatej nowojorskiej rodziny i Sverrir Gudnason jako ambitny dzieciak z Soedertaelie duszący w sobie strach są wiarygodni. Zwłaszcza Gudnason, choć może nie jestem obiektywny, bo zawsze sympatyzowałem z Borgiem, gdyż nie lubię sportowców, którzy grają najlepiej, gdy uznają rywala za wroga. Chamstwo jako droga do zwycięstwa to nie moja bajka, ale teraz lepiej rozumiem Johna McEnroe.

Amerykanin po zakończeniu kariery wiedzie w miarę spokojny żywot, tak naprawdę tenis wciąż jest całym jego życiem. Mecze weteranów traktuje ze śmiertelną, czasem aż śmieszną, powagą.

Borg to inna historia: ma za sobą nieudane małżeństwa (także z pokazaną na ekranie rumuńską tenisistką Marianą Simionescu) i burzliwy związek z włoską piosenkarką skandalistką Loredaną Berte, w trakcie którego świat obiegła informacja o jego próbie samobójczej.

Dziś chyba wszystko jest już w porządku. Wiele lat temu zadzwoniłem do Wojciecha Fibaka, odebrał na plaży w Monte Carlo. Powiedział, że bawi się z córką, a obok z synem bawi się Borg. – Bjoern, chodź tu, porozmawiaj z polskim dziennikarzem – zawołał Fibak. Borg wziął telefon i rozmawialiśmy o dzieciach. O tenis zapytać nie śmiałem, tak bardzo wydawał mi się szczęśliwy.

Tenis
Iga Świątek broni tytułu w Madrycie. Już na początku szansa na rewanż
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu