Kwietniowy wieczór na Anfield zapadł wszystkim głęboko w pamięć. To było bez wątpienia najlepsze spotkanie ubiegłego sezonu, w dodatku z polskim akcentem: w bramce Arsenalu stał wtedy Łukasz Fabiański. W niedzielę Polak usiądzie na ławce rezerwowych.
Tamten mecz zakończył się remisem 4:4. Teraz podział punktów nikogo nie zadowoli, każdy będzie walczył o zwycięstwo. Arsenal, bo nie chce stracić kontaktu z czołówką. Liverpool, bo zamierza jak najszybciej wrócić do wielkiej czwórki i dać trochę powodów do radości swoim kibicom na święta. Limit porażek został już wyczerpany: zespół Rafy Beniteza przegrał trzy mecze, więcej niż w całym poprzednim sezonie.
– Jestem przekonany, że w przyszłym roku znów zagramy w Lidze Mistrzów. Mamy dobrą, doświadczoną ekipę i stać nas na zwycięstwa – uważa Benitez, który ma wreszcie do dyspozycji swoich najważniejszych ludzi: Fernando Torresa i Stevena Gerrarda. W Londynie najbardziej liczą na Andrieja Arszawina, który w kwietniu strzelił dla Arsenalu wszystkie cztery bramki. Teraz też przydałby się taki błysk geniuszu rosyjskiego napastnika. Piłkarze Arsene’a Wengera nie wygrali na Anfield od 2003 roku.
[srodtytul]Niespokojny Ancelotti [/srodtytul]
Ciekawie na angielskich boiskach będzie także w sobotę. Lider Chelsea podejmuje 15. w tabeli Everton. Carlo Ancelotti stracił cierpliwość po spotkaniu Ligi Mistrzów z APOEL Nikozja (2:2). – To był najgorszy mecz od czasu, gdy przejąłem drużynę. W drugiej połowie straciliśmy siły i koncentrację, graliśmy za wolno i za mało agresywnie – denerwował się trener londyńczyków. Chelsea nie potrafiła wygrać trzech ostatnich spotkań w lidze oraz pucharach i ma już tylko dwa punkty przewagi nad Manchesterem United.