Tomasz Adamek przyjechał do Polski na tydzień, później wraca do USA, gdzie od kilku miesięcy mieszka wraz z żoną i córkami. Podczas krótkiego pobytu w kraju spotka się z kibicami, weźmie udział w konferencji prasowej i po rozmowach z właścicielem Polsatu Zygmuntem Solorzem będzie wiedział, czy najbliższą walkę na pewno stoczy w Polsce.
Kto będzie kolejnym rywalem polskiego mistrza świata? Ziggy Rozalski, jego współpromotor i doradca, odpowiada „Rz”, że jeszcze nie wie. – Jest kilka propozycji, ale to telewizje będą mieć głos decydujący. Coś więcej będziemy wiedzieli po rozmowach z Polsatem, zobaczymy, jak dalece pokazywaniem Adamka zainteresowane są wielkie amerykańskie stacje telewizyjne HBO i Showtime. Za wcześnie jeszcze mówić, że w najbliższym pojedynku Tomek zmierzy się z Bernardem Hopkinsem czy Evanderem Holyfieldem. Na razie nie prowadzimy takich rozmów – twierdzi Rozalski.
O tym, że 44-letni Hopkins będzie najbliższym rywalem Polaka, media rozpisywały się zaraz po zwycięskiej walce Adamka z Johnathonem Banksem. Głos zabrał też sam Hopkins – mówił, że nie ma nic przeciwko takiej konfrontacji, oczywiście jeśli mu dobrze zapłacą. Później okazało się, że równie chętnie jak z Adamkiem, a może i chętniej, spotkałby się w rewanżowym pojedynku z Joe Calzaghe.
Trudno się dziwić, że wolałby Walijczyka. Po pierwsze – już z nim walczył i minimalnie przegrał, więc rewanż ma sens, po drugie – obaj walczą w tej samej kategorii, po trzecie – na taką walkę na pewno byliby chętni po obu stronach oceanu. Jest tylko jeden istotny problem. Calzaghe zakończył karierę i jak wynika z jego ostatniej wypowiedzi, wcale nie zamierza wracać na ring, by walczyć z Hopkinsem. Nawet za duże pieniądze. Swoje już zarobił.
To może być dobra wiadomość dla Adamka, któremu przydałby się teraz taki rywal jak Hopkins. Tym bardziej że Amerykanina nie zraża różnica wagi (12 kg), jaka dzieli kategorię półciężką, w której już walczył, od junior ciężkiej, w której mistrzem jest Polak.