Zamiast wielkiego żużla w Warszawie w sobotę zobaczyliśmy wielką kompromitację. Przez niedziałającą taśmę startową i tor zagrażający zdrowiu zawodników zawody przerwano po 12 z 23 zaplanowanych biegów. Pozwala na to regulamin cyklu Grand Prix. Zwycięzcą został Słoweniec Matej Zagar (8 pkt), który wyprzedził Chrisa Harrisa (Wielka Brytania) i Jarosława Hampela (obaj mieli po 7 pkt).
Ale kibice mieli prawo czuć się oszukani i dawali temu wyraz. Gdy przerwa po 12. biegu niemiłosiernie się przedłużała (trwała ponad godzinę), zaczęli gwizdać, a po chwili gwizdy zamieniły się w okrzyki „Złodzieje!".
Całe nieszczęście zaczęło się od problemów z taśmą startową. Unosiła się nierówno, przez co jedni zawodnicy startowali szybciej. Z awarią walczył sztab ludzi, ale nie udało się jej usunąć. W końcu sędzia James Lawrence zdecydował o rezygnacji z taśmy i żużlowcy ruszali na zielone światło. Przemysław Pawlicki, zawodnik Unii Leszno, mówił w wywiadzie telewizyjnym, że pamięta taką sytuację z II ligi, ale w GP czegoś takiego nie widział.