Reklama

Henrich Mchitarjan: Poliglota

Gwiazdor Armenii, czwartkowego rywala Polaków, przeżył wojnę i śmierć ojca. Dziś jest jednym z liderów Manchesteru United.

Aktualizacja: 03.10.2017 20:09 Publikacja: 03.10.2017 19:51

Henrich Mchitarjan: Poliglota

Foto: AFP

Kto wie, jak skończyłby się ubiegłoroczny mecz w Warszawie, gdyby na boisku nie zabrakło Mchitarjana. Polska wygrała 2:1 dzięki bramce Roberta Lewandowskiego w piątej minucie doliczonego czasu. Pomocnik Manchesteru United swoich kolegów z reprezentacji dopingował przed telewizorem. Powód? Przedłużająca się rehabilitacja uda oraz prośba Jose Mourinho, by piłkarz nie ryzykował zdrowia i pozostał na Old Trafford.

Kontuzje spowolniły aklimatyzację Mchitarjana w Anglii. Przyjeżdżał jako najlepszy zawodnik Bundesligi, król asyst. Borussia zarobiła na nim aż 42 mln euro. Szef klubu z Dortmundu Hans-Joachim Watzke obiecywał, że po odejściu Ilkaya Guendogana i Matsa Hummelsa trzeciej ze swoich gwiazd nigdzie nie puści, ale gdy w ubiegłym roku pojawiła się tak korzystna oferta za gracza, któremu za rok wygasa kontrakt – zmienił zdanie.

Odpowiednia rola

Nie bez znaczenia były naciski agenta Mchitarjana. – Taka propozycja może się trafić tylko raz w życiu. Gra w Manchesterze to jego marzenie – przekonywał Mino Raiola. A Ormianin szybko zrozumiał, że zaistnieć w Premier League będzie jeszcze trudniej niż w Bundeslidze.

Mourinho chwalił jego uniwersalność, technikę i kreatywność, ale jednocześnie sugerował, że pośpiech we wprowadzaniu Mchitarjana do zespołu jest niewskazany. Pierwszy raz w podstawowym składzie wyszedł we wrześniowych derbach Manchesteru, ale zawiódł i został zmieniony już po przerwie. Pierwszego gola zdobył dopiero w grudniu. Debiutancki sezon zakończył bramką w wygranym 2:0 finale Ligi Europejskiej z Ajaksem.

Mchitarjan nie krył rozczarowania, że musi grać na skrzydle zamiast za plecami napastnika. Ta pozycja zarezerwowana była dla Wayne’a Rooneya, ale po odejściu Anglika Ormianin zajął jego miejsce. I to z jakim efektem: pięć asyst w trzech pierwszych kolejkach nowego sezonu. Zaczął pokazywać to, czym imponował na boiskach w Niemczech. Miał rację Raiola, który kiedyś dłuższą adaptację Mchitarjana w Dortmundzie wyjaśnił w następujący sposób: – Trzeba powierzać piłkarzom takie role, w których są najlepsi. Gdyby Messi grał na boku obrony, prawdopodobnie nie byłby gwiazdą.

Reklama
Reklama

Trudności ze strzelaniem

W pierwszych dwóch sezonach w Borussii Mchitarjan także radził sobie ze zmiennym szczęściem. Niektórzy uważali go za największy transferowy niewypał w historii klubu. Słyszał, że nie jest wart pieniędzy, które za niego zapłacono (27,5 mln euro), chciał nawet spróbować sił gdzie indziej, ale podjął wyzwanie i po zmianie trenera (Juergena Kloppa zastąpił Thomas Tuchel) stał się liderem z prawdziwego zdarzenia. Nowa taktyka przypadła mu do gustu, a zaufanie, jakim obdarzył go nowy trener, przyniosło rezultaty. Mchitarjan wreszcie mógł pokazać potencjał. Odzyskał pewność siebie, biegał, dryblował, szukał podań do partnerów.

Zarzucić można mu było tylko jedno: słabą skuteczność. Nieraz irytował kibiców swoimi pudłami. Przez trzy sezony w Bundeslidze zdobył 23 gole (w Premier League dotąd tylko pięć) – mniej niż przez ostatni rok gry w Szachtarze Donieck, gdy z 25 bramkami został królem strzelców ligi ukraińskiej. To wtedy po raz pierwszy przedstawił się publiczności w Europie, wzbudzając zainteresowanie takich klubów jak Borussia i Liverpool.

Wyborowym strzelcem nie był też nigdy w kadrze. Trafia średnio raz na trzy mecze, ale przemożnego wpływu na grę reprezentacji odmówić mu nie można. Wystarczy spojrzeć na obecne eliminacje mundialu. Kiedy leczył uraz, Armenia przegrała m.in. gładko z Rumunią (0:5) w Erywaniu. Gdy wrócił do składu, drużyna pokonała przed własną publicznością Czarnogórę (3:2) i Kazachstan (2:0), prowadziła również z Danią, ale ostatecznie poległa 1:4.

Bez wody i prądu

Zidane z Armenii – jak często jest nazywany ze względu na postać swojego idola i pozycję na boisku – wychował się w rodzinie z futbolowymi tradycjami. Ojciec Hamlet był napastnikiem. Nie miał talentu jak syn, ale udało mu się rozegrać dwa mecze w reprezentacji. Zmarł, gdy Henrich miał siedem lat (guz mózgu). Matka Marina pracuje w armeńskiej federacji piłkarskiej, a starsza siostra Monica – w UEFA.

W jednym z wywiadów Mchitarjan opowiadał, że śmierć ojca była dla niego ogromnym wstrząsem. Podobnie jak dzieciństwo w kraju pogrążonym w wojnie. – Żyło nam się bardzo trudno. Prawie w ogóle nie mieliśmy wody. Prądu mogliśmy używać tylko dwie godziny dziennie – wspominał.

Twierdzi, że gdyby nie został piłkarzem, byłby sprinterem. Skończył Instytut Kultury Fizycznej, ale jego zainteresowania nie ograniczają się do sportu. Studiuje handel i myśli o prawie. Zna sześć języków obcych. Rosyjskiego nauczył się dzięki babci, francuskiego – na emigracji, kiedy ojciec podpisał kontrakt z trzecioligowym ASOA Valence, portugalskiego – gdy jako nastolatek trafił na krótkie wypożyczenie do Sao Paulo FC. Ukraiński, niemiecki i angielski to efekt gry w każdym z wymienionych krajów.

Reklama
Reklama

Jako młody chłopak chciał jak najszybciej wyrwać się z Erywania, by podbijać europejskie stadiony. Stał się najlepszym ambasadorem Armenii. Może kiedyś wróci, by pomagać innym spełniać marzenia.

Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama