Pierwszy set meczu w Bari był królestwem beztroski, skoro oba zespoły punkty zdobywały seriami. Widzieliśmy na liczniku 1:5, 9:13 oraz 19:19. Wzloty mieszały się z niedokładnościami, dobrej grze środkowych towarzyszyła nieskuteczność Łukasza Kaczmarka i Wilfredo Leona. Ten ostatni seta zakończył dwoma błędami potwierdzając, że ostatnimi czasy bardziej przypomina Ziemianina niż prawdopodobnie najbardziej utalentowanego siatkarza globu.
Polacy chyba potrzebowali takiego policzka na otrzeźwienie. To był przecież tak naprawdę pierwszy poważniejszy sprawdzian dla naszej drużyny, choć turniej trwa już ponad tydzień. Rozdmuchanie mistrzostw kontynentu do 24 drużyn sprawiło, że faza grupowa było dla najlepszych jedynie rozgrzewką - Polacy i Słoweńcy oddali rywalom tylko po secie, Włosi partie przegrali dwie. Spacerem o umiarkowanym tempie była także dla faworytów 1/8 finału.
Czytaj więcej
Siatkarz reprezentacji Polski Tomasz Fornal mówi „Rz” o rywalizacji, intensywnym sezonie oraz o tym, kto w kadrze czuje się ważny.
Trener Nikola Grbić przez sześć meczów tasował składem, bo choć zasoby kadrowe polskiej siatkówki budzą zazdrość, to u szkoleniowca rodzą zapewne jednocześnie radość oraz ból głowy. Wahania wywołane urodzajem ograniczyły urazy: na turniej nie pojechał środkowy Mateusz Bieniek, a problemy zdrowotne powstrzymały wzrost formy kapitana Bartosza Kurka, czyli jedynego siatkarza w tej kadrze, który złoto mistrzostw Europy już zdobył - w 2009 roku.
Środek reprezentacji przeciwko Serbom stworzyli więc Jakub Kochanowski i największy wygrany ostatnich tygodni Norbert Huber, miejsca na przyjęciu zajęli Leon oraz Aleksander Śliwka, w atakującego wcielił się Kaczmarek, rozgrywał Marcin Janusz, a funkcję libero pełnił Paweł Zatorski, ale wiedzieliśmy, że w razie kłopotów do desantu gotowi są rezerwowi, którzy oglądają mecz z boku, choć w każdej innej drużynie byliby co najmniej postaciami pierwszego planu.