Robert Lewandowski po znakomitym początku sezonu przestał zdobywać bramki w Bundeslidze, ale Champions League to wciąż jego terytorium. W zeszłym roku został królem strzelców fazy grupowej, w tym jest na najlepszej drodze, by to powtórzyć. Ma już dziesięć goli i apetyt na więcej.
W środę będzie się mierzył z rekordem Cristiano Ronaldo. Portugalczyk to jedyny piłkarz, któremu udało się uzbierać aż 11 bramek w grupie (sezon 2015/2016). Po tym, jak przed dwoma tygodniami w Belgradzie Lewandowski strzelił cztery gole w 14 minut, wydaje się, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Na twitterowym koncie Crvenej Zvezdy zażartowano, że zejście Polaka z boiska było najlepszym, co mogło się w drugiej połowie zdarzyć.
Tottenham to oczywiście inny kaliber niż mistrz Serbii, ale Lewandowski i londyńczykom dał się we znaki. W październiku wbił im dwie bramki, wprawiając w zachwyt m.in. legendę tego klubu Gary'ego Linekera. Bayern wygrał aż 7:2, kilka tygodni później Mauricio Pochettino stracił posadę.
Nowy trener Tottenhamu Jose Mourinho przekonuje, że rewanżu nie traktuje priorytetowo. Raczej jak poligon doświadczalny dla kilku chłopaków. – Straciliśmy już szanse na pierwsze miejsce. Wynik nie ma znaczenia, a występ w takim meczu jest dla młodych zawodników bardzo ważny – tłumaczy.
Mourinho zamierza sprawdzić m.in. 17-letniego Troya Parrotta, który zadebiutował w drużynie w sobotnim meczu ligowym z Burnley, oraz innego napastnika, dwa lata starszego Ryana Sessegnona. W pomocy miałby wystąpić jego rówieśnik Oliver Skipp, a w obronie 22-letni Kyle Walker-Peters. Czyżby Portugalczyk chciał zadać kłam opiniom twierdzącym, że nie stawia na młodzież i wychowanków akademii?