Ponad 15 tysięcy widzów przyszło na stadion Wisły, a byłoby jeszcze więcej, gdyby nie przebudowa i brak czwartej trybuny. Kiedy już nowy stadion powstanie, na takie mecze będzie przychodziło po 30 tysięcy ludzi.
Nazwanie pojedynku Wisły z Legią „derbami Polski” to nie tylko poprawianie sobie samopoczucia porównaniem z „derbami Europy” w Madrycie lub Barcelonie. Nie ma w Polsce innych drużyn o stuletniej tradycji, a i miejsce jest szczególne, obok parku Jordana, gdzie nasz futbol się zaczął.
Obydwie drużyny zagrały prawie w najsilniejszych składach. Wisła tylko bez Marcina Baszczyńskiego. Legia bez Jakuba Rzeźniczaka.
– Dobrze wiemy, że Legia zagra z nami inaczej niż z ŁKS czy Ruchem – mówił rzecznik Wisły Adrian Ochalik, prowadzący w Radiu Biała Gwiazda ze studia na stadionie godzinną audycję przed meczem. – To jest przeciwnik trudny jak mało który. Nikt w Krakowie nie ma co do tego wątpliwości. Jan Urban wyrażał się w podobnym tonie o Wiśle.
Nic dziwnego, że żadna z drużyn nie rzuciła się od początku do ataku. Częściej atakowała Wisła, ale strzał Patryka Maleckiego z wolnego odbił Jan Mucha, a po strzale Rafała Boguskiego piłka przeleciała nad poprzeczką. Jedyna groźniejsza akcja Legii została zmarnowana – Tomasz Kiełbowicz i Roger nie zakończyli jej strzałami. Więcej ruchu było przy ławkach, gdzie Jan Urban rozkładał ręce po nieudanych akcjach swoich piłkarzy, a Maciej Skorża kontestował decyzje sędziego, pokazując, że już dawno przestał być spokojnym trenerem, jakiego znaliśmy z Amiki.