30 października upływa rok od wyboru Grzegorza Laty na prezesa związku. Jedyne, co można powiedzieć o tym okresie, to to, że kiepski wizerunek PZPN pogorszył się jeszcze bardziej.
Przez ostatnią dekadę były przynajmniej sukcesy sportowe (awanse kadry do mundialu, mistrzostw Europy, mundialu młodzieżowego, mistrzostwo Europy juniorów) i dyplomatyczne (przyznanie prawa organizacji Euro 2012, organizacja mistrzostw Europy U-19).
Skończyły się zwycięstwa piłkarzy, a ludzie wybrani do zarządu, stwarzający początkowo wrażenie osób zatroskanych o dobro polskiego futbolu, pokazali swoje prawdziwe oblicze. Poważnie potraktowali opinie, że skończyły się czasy działaczy społecznych, i nie tylko wyznaczyli sobie stawki za udział w obradach zarządu (po 2 tys. zł od posiedzenia), ale i przyznali sobie nagrody pieniężne rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych na głowę.
[wyimek]Przykro patrzeć i słuchać, jak bohaterowie z przeszłości stają się wrogami publicznymi[/wyimek]
Jeśli doda się do tego 50 tys. złotych pensji pobieranej przez Grzegorza Latę (niemal 100 procent więcej w porównaniu z poprzednikiem, Michałem Listkiewiczem), będziemy mieli obraz wyjątkowej pazerności i dowód braku jakiegokolwiek wyczucia sytuacji. Coś, co do tej pory mówiło się o politykach, stało się aktualne w przypadku działaczy PZPN – arogancja władzy. Z ponad 40 etatowych pracowników związku coraz mniej identyfikuje się ze swoimi pracodawcami, a coraz więcej się za nich wstydzi.