Wisła Kraków przegrała już czwarty raz w tym sezonie i nawet jeśli obroni mistrzostwo Polski, to tytuł wyszarpie, a nie – jak się spodziewano – zdobędzie go na luzie, przygotowując się do Ligi Mistrzów.
Drużyna Macieja Skorży przegrała w Bełchatowie 0:1, chociaż to GKS do tej pory przyzwyczaił, że jest mistrzem falstartów. Bełchatów prowadził już w drugiej minucie, kiedy jedynego gola meczu strzelił Dawid Nowak. To napastnik, który gra wyśmienicie, ale od kontuzji do kontuzji. Niemal każda przerwa w rozgrywkach to walka o jego transfer – w Polsce chcieli już go wszyscy najsilniejsi, ostatnio pytała o niego Wisła. Paweł Brożek mówił, że właśnie takiego napastnika potrzeba drużynie, by wrócić na ścieżkę zwycięstw, jednak mistrzów Polski nie było stać na transfer.
W sobotę zamiast kontuzjowanego Brożka w ataku Skorża zdecydował się postawić na zawodnika, który podpisał kontrakt z klubem raptem dzień wcześniej – Bułgara Georgi Hristowa. Obrona Bełchatowa była jednak szczelna i dopisywało jej szczęście. W słupek trafił Andraż Kirm, Junior Diaz nie potrafił wcelować do pustej bramki, a po strzale Marcelo piłka odbiła się od poprzeczki. Bełchatów skupił się na kontratakach i gdyby Mariusz Ujek po jednej z takich akcji spojrzał, gdzie jest bramka – jego zespół wygrałby wyżej.
Zwycięstwo Bełchatowa było dodatkową nagrodą dla Legii, która w piątek, grając przez ponad godzinę w osłabieniu (czerwona kartka dla Dicksona Choto), potrafiła strzelić dwa gole Cracovii i wygrać wydawałoby się przegrany już mecz. Przewaga Wisły nad Legią stopniała do 2 punktów, a drużyna Jana Urbana wiosną będzie przecież podejmować mistrzów na własnym boisku.
Polska liga to w Europie ewenement, nigdzie indziej drużyny nie muszą się tak długo przygotowywać do tak krótkiego sezonu. Trener Cracovii Orest Lenczyk stwierdził nawet, że to skandaliczne, by piłkarze zarabiali tak dużo za samo trenowanie. Zimowe treningi najbardziej posłużyły jednak Ruchowi Chorzów, który w Gdyni wygrał z Arką 3:0, i Lechowi Poznań, który uciszył Polonię Warszawa i wygrał przy Konwiktorskiej 3:0 po dwóch golach Roberta Lewandowskiego i jednym Tomasza Mikołajczaka. Spotkanie w Gdyni pierwszy raz w historii ekstraklasy odbyło się na sztucznej nawierzchni, a żeby było jeszcze bardziej wyjątkowo – na stadionie do rugby i z kibicami narysowanymi na ogrodzeniu, bo ci prawdziwi pokutują za stare grzechy i nie zostali wpuszczeni na trybuny.