Co może być lepszego niż gra w wielkich meczach? – pyta dyrektor sportowy Bayernu Matthias Sammer i dodaje: – Takie historie pisze tylko futbol.
Pep Guardiola wracający do Barcelony, w której spędził całe życie i stał się trenerskim bogiem, zdobywając przez cztery lata 14 trofeów i wygrywając dwukrotnie Ligę Mistrzów. Messi, Neymar i Suarez kontra Lewandowski, Robben i Ribery (Holender i Francuz powinni zdążyć się wyleczyć). Pojedynek młodych szkoleniowców, kiedyś kolegów z drużyny. Tematy, które czynią tę rywalizację szczególną, można wymieniać długo.
– Córka napisała mi sms-a, że jest szczęśliwa, bo zobaczy swoich dziadków – żartował Guardiola. – Barcelona to mój dom. Nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa o tych chłopakach. Razem osiągnęliśmy wiele. Teraz świetną pracę wykonuje tam Luis Enrique. Bardzo mnie to cieszy.
Zanim jednak zespół przejął jego starszy kolega, Katalończycy doznali przed dwoma laty szokującej porażki w dwumeczu z Bayernem (0:7) – najwyższej w historii półfinałów LM, porównywalnej tylko z tym, co przydarzyło się mistrzom Niemiec w zeszłym sezonie, w starciu z Realem (0:5). Barcelonę trenował wtedy Tito Vilanova, a Bayern do triumfu w LM prowadził niedoceniany Jupp Heynckes. – Dziś nie ma to już znaczenia. Od tego czasu wiele się w obu klubach zmieniło – zauważa Manuel Neuer.
Kiedy Juventus grał ostatnio w półfinale (2003 r.), też mierzył się z Realem. W Madrycie przegrał 1:2, ale w Turynie odrobił straty (3:1) i awansował. Pięć lat wcześniej obie drużyny spotkały się w finale. Mecz odbył się w Amsterdamie, Królewscy zwyciężyli 1:0 po bramce Predraga Mijatovicia. – To była piękna noc – wspomina strzelec jedynego gola.