Lech ten sezon rozpoczął od porażki z Legią Warszawa w Superpucharze Polski (1:2), ale dużo większe rozczarowanie w kibicach z Poznania wzbudziła przegrana 1:4 z Cracovią w inauguracyjnej kolejce PKO Ekstraklasy. Choć pierwszy rywal w eliminacjach Ligi Mistrzów – Breidablik spod Reykjaviku – nie powinien budzić strachu swoją klasą sportową, to niepewność była związana z aktualną formą mistrzów Polski.
Lech – Breidablik. Worek goli w eliminacjach Ligi Mistrzów
Ten niepokój musiał wrócić, gdy w ciepły wtorkowy wieczór w Poznaniu mistrzowie Islandii doprowadzili do remisu 1:1 w 28. minucie gry. Wcześniej wszystko szło zgodnie z planem: już w czwartej minucie Antonio Milić zdobył bramkę po strzale głową (po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Joela Pereiry).
Ten sam Milić przyczynił się jednak do upadku rywala w polu karnym, a sędzia Jasper Vergoote podyktował wątpliwy rzut karny przy akompaniamencie gwizdów. Bartosz Mrozek nie miał szans przy strzale z jedenastu metrów kapitana gości Gunnlaugssona.
W ciągu kolejnych dziesięciu minut, niepewny tego wieczoru belgijski sędzia dwa razy w swoich decyzjach wspomagał się podpowiedziami sędziów VAR, by w końcu samemu obejrzeć powtórki wideo. I dwa razy zmieniał swoje werdykty na korzyść Lecha. Najpierw uciekającego sam na sam z bramkarzem Mikaela Ishaka sfaulował obrońca Margeirsson. Arbiter w pierwszym odruchu pokazał mu żółtą kartkę, ale po rzucie oka na powtórkę - zmienił ją na czerwoną. Chwilę później w polu karnym rywali Milić był przytrzymywany za koszulkę. I znów to, czego nie wychwycił sędzia główny, wyłapały kamery. Znów była wycieczka arbitra do monitora, która znów przyniosła zmianę decyzji. Rzut karny wykorzystał Mikael Ishak i było 2:1 w 37. minucie.
A to wcale nie był koniec strzelania w pierwszej połowie. Kolejne bramki zdobywali: Joel Pereira (precyzyjnym strzałem w dolny róg bramki), ponownie Ishak z karnego oraz nowy szwedzki skrzydłowy Leo Bengtsson, dla którego był to pierwszy gol w Lechu.