Można powiedzieć, że rozgrywki ligowe w Polsce zaczęły się jak u Hitchcocka – od trzęsienia ziemi, a później napięcie tylko rosło. Mistrzowie dwóch ostatnich sezonów ponieśli bowiem bolesne porażki.
Jagiellonia, która kilka miesięcy temu grała z Betisem Sewilla w ćwierćfinale Ligi Konferencji, uległa przed własną publicznością beniaminkowi Bruk-Bet Termalice Nieciecza – i to aż 0:4.
Niechlubny rekord Lecha Poznań
– Wiem, że nie wyglądało to dobrze, zwłaszcza wynik. Ale nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Jeszcze przed chwilą byliśmy wychwalani pod niebiosa. Trzeba podnieść głowy do góry. Nie sztuką jest wziąć na swoje barki odpowiedzialność, gdy wszystko idzie zgodnie z planem – opowiadał trener Jagiellonii Adrian Siemieniec.
Na kolejną sensację nie trzeba było czekać długo, bo jeszcze tego samego dnia, też na swoim boisku, przegrał Lech – 1:4 z Cracovią. Wielu kibiców nie wytrzymało nerwowo i postanowiło opuścić stadion przed końcem meczu.
– Trudno wiele powiedzieć po takim spotkaniu. Jesteśmy bardzo rozczarowani. To niepokojące, że wymieniamy tyle podań na połowie rywala, ale nie kończymy ich strzałem. Nie potrafiliśmy kreować sytuacji, dodatkowo trzy z czterech goli padły po naszych oczywistych błędach – przyznał trener Niels Frederiksen.