Dla Legii każdy mecz w Lidze Europejskiej jest już z gatunku tych o wszystko. Warszawianie płacą cenę za kiepski początek i porażkę w pierwszej kolejce z duńskim Midtjylland. Bo że w dwumeczu z Napoli wielu punktów nie będzie, można było założyć tuż po losowaniu.
Porażka w Brugii oznaczać będzie już niemal na pewno, że zawodnicy Stanisława Czerczesowa będą mogli całą uwagę skupić na pogoni za Piastem Gliwice w ekstraklasie. Oczywiście pewne matematyczne szanse, ale tylko przy zwycięstwie Włochów z Duńczykami w równolegle rozgrywanym spotkaniu, na awans do fazy pucharowej legioniści wciąż zachowają. Ale cała zabawa sprowadzać się będzie do kreślenia kolejnych fantastycznych scenariuszy typu wygrana z Napoli na wyjeździe w ostatniej kolejce.
Pierwszy mecz z Belgami u siebie – dwa tygodnie temu – był dopiero drugim spotkaniem pod wodzą Czerczesowa. Jego pomysł na Legię dopiero się wykluwał. Dziś po pięciu meczach pod batutą Czerczesowa można już więcej powiedzieć, jak gra warszawska orkiestra kierowana przez Rosjanina.
W porównaniu z pomysłem Berga jest to futbol mniej oparty wyłącznie na szybkich kontrach i dalekich podaniach. Legia teraz zdecydowanie częściej stara się budować akcje ofensywne krótkimi podaniami od tyłu. Pod koniec pracy Norwega w Warszawie można było odnieść wrażenie, że jedynym planem, jaki piłkarze Legii mają na stworzenie zagrożenia pod bramką przeciwnika, są długie podanie w kierunku wychodzącego na pozycję Nemanji Nikolicia.
Czerczesow w pierwszej kolejności postawił na kontrolę środka pola. Najbardziej zauważalną zmianą jest wystawianie w drugiej linii Michała Pazdana jako defensywnego pomocnika. Były zawodnik Jagiellonii Białystok przychodził do Legii przecież w glorii najlepszego obrońcy poprzedniego sezonu ligowego.