Podopieczni Michała Probierza rozbili obóz pod polem karnym Karla Heina i atakowali przez cały mecz. To nastawienie, jakiego należy oczekiwać od drużyny Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego, bogatej talentem piłkarzy czołowych europejskich lig. Jednocześnie trudno było uciec od konsternacji, skoro Polacy ostatnio przyzwyczaili nas raczej do minimalizmu i drżących kolan.
To miało być nowe otwarciem po roku wstydu, kiedy nasi piłkarze wracali na tarczy z Pragi (1:3), Kiszyniowa (2:3) i Tirany (0:2) oraz nie potrafili pokonać na PGE Narodowym Mołdawian (1:1). Takie wyniki sprawiły, że listopadowy sparing z Łotyszami (2:0), który z trybun śledziło 31 tys. widzów, przypominał stypę. Pamięć kibica bywa jednak krótka, więc teraz trybuny stołecznego obiektu znów pękały w szwach i zgromadzeni mogli być tak spędzonym wieczorem raczej usatysfakcjonowani.
Czytaj więcej
– Nie muszę być lubiany, wolę być sobą. Każdy trener jest zazwyczaj samotnikiem i ma jedną przyjaciółkę: porażkę – mówi „Rz” selekcjoner reprezentacji Polski Michał Probierz.
Polska — Estonia. Jak reprezentanci Polski odzyskiwali odwagę
Oczekiwaliśmy nie tylko pewnej wygranej, ale także wyższej jakości — złośliwi mogliby stwierdzić, że niejako wbrew Probierzowi, który podczas jednej z odpraw przekonywał piłkarzy, że najważniejsze jest zwycięstwo, nawet jeśli jednobramkowe. Już pierwsze minuty mogliśmy jednak wziąć za dobrą monetę i dowód, że taki minimalizm nie jest uprawniony.