Po raz pierwszy w fazie pucharowej zagra pięć drużyn z jednego kraju. Anglicy zacierają ręce, bo aż cztery z nich – Manchester United, Liverpool, Manchester City i Tottenham – awansowały z pierwszego miejsca, a tylko Chelsea z drugiego.
Tottenham to największe zaskoczenie jesiennej części Champions League. Zespół z Londynu wygrał silną grupę, w której za rywali miał Real i Borussię Dortmund, w sześciu meczach nie doznał ani jednej porażki, zdobył najwięcej punktów (16). Teraz zmierzy się z drugim po Królewskich finalistą z ubiegłego sezonu – Juventusem.
– Doświadczenie przemawia za mistrzem Włoch, ale fakt, że Tottenham tak szybko okiełznał Wembley, a rewanż odbędzie się w Londynie, sprawia, że szanse obu drużyn należy oceniać po równo. Na Wembley przegrały już Real i Borussia, a w Premier League m.in. Liverpool i Manchester United – przypomina w rozmowie z „Rz" Rafał Nahorny, komentator Canal+ i znawca angielskiego futbolu.
Na rywala ze zdecydowanie niższej półki trafił Manchester City. – Dwa, trzy lata temu piłkarze Basel prezentowali się nieźle, ale w tym sezonie znajdują pogromców nawet w Szwajcarii, tracą pięć punktów do prowadzącego Young Boys Berno i gdyby wyeliminowali lidera Premier League, trzeba by uznać to za sensację – nie ukrywa Nahorny.
City po znakomitym początku sezonu ostatnio nieco wyhamowali, ale trudno to nazwać zadyszką. Pep Guardiola przekonuje, że w takiej lidze jak angielska wygrywanie wszystkich spotkań nie jest możliwe. Zwłaszcza gdy wciąż walczy się na czterech frontach. Ostatni mecz z Leicester (5:1) pokazał, że Guardiola panuje nad sytuacją.