Z obiecanego przez Rovinę 3,5 miliona złotych wpłynęło tylko 500 tysięcy, praska firma Albresa, która miała w ten sposób się promować, już nie interesuje się Odrą. Kozielski mówi, że skończyła się cierpliwość w rozmowach udziałowców. – Zaczęły się niedomówienia, bariera, którą ciężko przekroczyć. Ze mną Czesi rozmawiają, staram się od nich odkupić te 20 procent udziałów, bo chcą się wycofać z klubu. Dla siebie zachowałbym z 5 procent, resztą zainteresował lokalnych inwestorów. Tu bogacz przecież nie przyjdzie, nie będziemy mieli swojego Cupiała – przekonuje.
Pieniądze w Odrze podobno były, ludzie, którzy wiedzieliby, jak je wydać – też, ale klub tkwił w nijakości, a dochody przejadane były ze smakiem. Kozielski, który na razie pracuje za darmo, poza Cantoro i Onyszką sprowadził także Roberta Kolendowicza, znanego z Wisły Brasilię oraz dwóch Słowaków – Stanislava Velickiego i Filipa Luksika oraz Gruzina Kobę Szalamberidze. Wszystkich za darmo, obiecując tylko godziwą pensję i podobno premię w wysokości 50 tysięcy złotych za utrzymanie się w ekstraklasie. – Celowo tak skonstruowaliśmy umowy, liga musi zostać w Wodzisławiu – mówi prezes Odry Ireneusz Serwotka.
Właśnie on wraz z doradcą klubu Antonim Piechniczkiem na początku sezonu byli w zarządzie PZPN, Piechniczek się wycofał, ale ostatnio dostał brązową odznakę „Sercem jestem z Odrą”, bo wpłacił pieniądze na działalność klubu. „Serce” to też nowy pomysł, ma zjednoczyć lokalnych przedsiębiorców.
– Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Myślałem, że sprzedamy kilka tysięcy koszulek z nazwiskiem Cantoro, a nawet ich nie zdążyłem odebrać od producenta – opowiada Kozielski.
Uwierzyć w tysiące ludzi w koszulkach Odry – ciężko. W cudowne utrzymanie już łatwiej. Odra zagra w pierwszym meczu rundy 26 lutego z Lechią Gdańsk u siebie. Widzów ma być 40 procent więcej niż jesienią, bo mają przyjść, by zobaczyć gwiazdy. Mecz o 17.45.
[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=m.kolodziejczyk@rp.pl]m.kolodziejczyk@rp.pl[/mail][/i]