– Przez całą rundę nie podarowaliśmy rywalom tylu prezentów, co w tym meczu – mówił po przegranej z Cracovią 2:3 zdenerwowany Franciszek Smuda. Po pięciu kolejnych zwycięstwach jego drużyna przeżyła w Krakowie zbiorową zapaść, a największą ci piłkarze, którzy tej wiosny często byli oparciem Lecha: bramkarz Krzysztof Kotorowski, lider obrony Bartosz Bosacki i pomocnik Tomasz Bandrowski.
Zapaść była tym bardziej niespodziewana, że Lech prowadził po pierwszym tej wiosny golu Marcina Zająca (jesienią był przez pewien czas liderem strzelców). Potem jednak jedno nieszczęście Lecha goniło drugie, a wykorzystywał je Kamil Witkowski, młody napastnik Cracovii. Strzelił trzy bramki, dwie z nich w ostatnich minutach przed przerwą.
Najpierw znalazł się we właściwym miejscu po błędzie Kotorowskiego, który nie sięgnął piłki po dośrodkowaniu, potem w biegu minął Bosackiego z lewej strony i strzelił przy prawym słupku jak Thierry Henry, a przed trzecim golem piłkę podał mu przez pomyłkę Bandrowski. W drugiej połowie piękną bramkę dla Lecha strzelił Henry Quinteros, ale na wyrównanie zabrakło już czasu.
3 mecze musiał w tym sezonie oglądać z trybun Artur Płatek z Jagiellonii, najczęściej karany trener w lidze
Lecha wyprzedziły Legia i Groclin, który na powitanie wracającego do ligi Janusza Wójcika wygrał z Widzewem 3:0. Dwie bramki Widzew właściwie strzelił sobie sam, zwłaszcza pierwsza była kuriozalna. Jarosław Lato uderzył z rzutu wolnego, piłka podskoczyła przed bramką i niemal w tej samej chwili bramkarz Bartosz Fabiniak wywrócił się na plecy.