O tym ostatnim epizodzie opowiadał w charakterystyczny dla siebie sposób: - Co ja tam grałem. Best to był artysta. Ja mu najwyżej podałem piłkę parę razy w meczu. Prawdziwe emocje zaczynały się wieczorem, kiedy szliśmy do kasyna w Las Vegas czy Reno. Jak stawiałem sto dolarów, to on tysiąc. Jeśli chodzi o możliwości, była między nami taka różnica, jak na boisku.
Często ludzie oceniali go na podstawie jego publicznych wypowiedzi. Nie wypadał w mediach najlepiej, wyraźnie źle czuł się w roli gwiazdy. Uważał, że należy się ona piłkarzom, a on jest tylko jak krawiec, który szyje im ubrania, żeby dobrze wyglądali na boisku.
Zmarł Franciszek Smuda. Jego konferencje były ciekawsze od niejednego meczu
Był stuprocentowym Polakiem, urodzonym w Lubomi, nieopodal Wodzisławia Śląskiego. Mówił po polsku, po śląsku i po niemiecku. Podróże po całym świecie pozwoliły mu poznać angielski, hiszpański, serbski, a nawet turecki.
Porozumiewał się w każdym z tych języków, jednak czasami mu się myliły, więc dochodziło do śmiesznych lapsusów. Smuda nie był tego świadomy, ale z czasem zrobił z tego swój atut. Przychodziliśmy więc na jego konferencje prasowe, mając pewność, że będą ciekawsze od niejednego zakończonego właśnie meczu. A wtedy trener Smuda czuł się jak ryba w wodzie. Gdyby to się działo w czasach, w których klikalność stała się Bogiem, trener byłby najczęściej cytowanym człowiekiem w Polsce.
Czytaj więcej
Były trener piłkarskiej reprezentacji Polski Franciszek Smuda o Euro obecnym i tym sprzed czterech lat.