45 milionów złotych, jakie latem firma Orange proponowała lidze za trzy sezony, by ta dalej chciała być pomarańczowa – to było wówczas dla włodarzy Ekstraklasy SA za mało. Liga wolała zostać bezbarwna.
Prezes Ekstraklasy Andrzej Rusko przekonywał, że ofert dla klubów ma kilka, a w razie czego – lepiej sponsora nie mieć żadnego, niż się zgodzić na ofertę Orange. Przekonywał, mając poparcie klubów, które po prezentacji oferty zdecydowały, by ją odrzucić.
Dotychczasowy sponsor tytularny dawał o prawie 14 milionów więcej niż przy poprzednim kontrakcie, jednak także wymagał. Chciał podniesienia jakości produktu, który wypromował w ostatnich latach, chciał bezpiecznych, nowoczesnych stadionów i walki z korupcją. Niektóre warunki, jak wysoka frekwencja, dla spółki były nie do przyjęcia. W tym samym czasie Ekstraklasie udało się wynegocjować kontrakt telewizyjny, wyższy od poprzedniego o 150 procent, co zaostrzyło apetyt.
– Firma Orange inwestowała w piłkę, ale skutecznie to wykorzystała. Nazwa Orange Ekstraklasa zaistniała w świadomości kibiców i musi minąć trochę czasu, by liga nie kojarzyła się z tą marką. Wydaje mi się, że teraz nie ma już takiego problemu – mówi „Rz” Andrzej Rusko.
Według niedawnych badań Pentor Reaserch International jest inaczej. 37 procent osób interesujących się meczami reprezentacji Polski jako sponsora drużyny wymieniło Telekomunikację Polską, a 4 procent – Orange, mimo że ta marka z drużyną narodową nie miała nic wspólnego.