Oprócz niespodziewanych wyników najważniejszą informacją weekendu jest poważna kontuzja Pawła Brożka. Król strzelców ekstraklasy pod koniec pierwszej połowy meczu w Bełchatowie skręcił nogę. Badania przeprowadzone w Krakowie wykazały uszkodzenie więzadeł w kolanie i zerwanie torebki stawowej. Brożek wróci na boisko najwcześniej za miesiąc. Na pewno nie zobaczymy go w meczach reprezentacji przeciw Irlandii Płn. i San Marino.
To jest też poważny problem dla Wisły, która nadal gra poniżej oczekiwań. Wiosną obrońcy tytułu mistrza Polski wygrali tylko raz, dwa mecze zakończyły się remisami. – Siedzieliśmy ze spuszczonymi głowami – powiedział po meczu w Bełchatowie trener Maciej Skorża.
– Graliśmy naprawdę dobrze i cała nadzieja w tym, że zaczniemy wreszcie strzelać gole.
Lech znał wyniki meczów swoich najgroźniejszych rywali i miał szanse na zwiększenie przewagi. Jeśli lider spotyka się z ostatnim zespołem, powinien go pokonać łatwo i przyjemnie. Ale takie kalkulacje to nie z Górnikiem Zabrze. Przez zimę Henryk Kasperczak zbudował niemal nową drużynę, niepoganiany rytmem cotygodniowych startów miał czas na odpowiednie przygotowania. I to widać.
Mecz rozpoczął się od minuty ciszy ku czci zmarłego profesora Zbigniewa Religi, który przychodził na spotkania Górnika i podkreślał przywiązanie do klubu. Piłkarze Górnika mieli na rękawach czarne opaski. Grali bardzo dobrze i przez większą część meczu mieli przewagę. Po bardzo ładnym strzale Adama Marciniaka zdobyli bramkę. Mieli więcej szans na kolejne gole niż Lech na wyrównanie. Ale poznaniacy, jak to oni, nie tracili wiary do końca. W doliczonym czasie, po akcji Lecha, Paweł Strąk wpakował piłkę do swojej bramki.